Saturday, March 31, 2012

punkt widzenia, punkt siedzenia, czyli powrot do PL

Wrocilam do  PL na troche. Nie powiem, lekko nie jest, jesli chodzi o wzgledy pogodowe, to moglabym marudzic i marudzic.  Zamiast tego, wiecej niz opisywac,  wystarczy popatrzec na sasiednie fotki. Widok z okna obecnie i sprzed kilku dni - Kreta, Agia Galini,  snapshot z biegu.
To naprawde nie jest sprawiedliwe.
Ciesze sie na swieta z  rodzina i spotkania z przyjaciolmi.  Zmiany, zmiany,  komus sie urodzilo,  komus za troche sie urodzi,  ktos skads wraca,  inni - stad wyjezdzaja.  Jesli chodzi o samo miasto - dostarlo do mnie, ze ciezko tesknic za czyms szczegolnym, zwiazanym z TYM miastem, tutaj,  jakimis tutejszymi smaczkami, genius loci - brak.
Gadalam z przeprowadzona do Wawy kumpela - to samo. Nie ma tesknoty lokalnej jako takiej. "Poznan miasto know how, poznan-miasto doznan"? Nie czuje, by mnie cos tu ominelo. No, slyszalam o nowej Starej Drukarni. Trzeba obczaic.  Jakby nie bylo - inicjatywa prywatna. Nie publiczna.
Publiczna  inicjatywa to  terenowe przelajowe gry miejskie  od pol roku.  Pobijanie rekordu: ile poznaniacy  moga wytrzymac w korkach bez rozlewu krwi?
Pomysl rozladowania korkow - czyli "zamieniamy auta na MPK" mial byc  uskuteczniony wprowadzeniem bus pasow i  zwiekszenia przejezdnosci  tramwajow ogolnie. Auta z torow.
Zamiast tego,  z okazji Euro 2012 szybko trzeba podwyzszyc ceny biletow MPK.
Czy  ludzie wybrani przez innych  ludzi do wladz miasta w ogole maja jeszcze jakis kontakt z lokalna rzeczywistoscia? 
Czy surrealizm moglby  narodzic sie na polskiej scenie artystycznej? albo dada?
Nie,  bo ich zalozenia  od-realnienia/ponad/poza/gdziej indziej/inaczej i dziwnie   sa w polskiej rzeczywistosci doskonale zakorzenione i rozwiniete na co dzien.
Nie trzeba szukac ucieczki od zwyklego reala, kwiatki absurdu rosna obficie na polskich grzadkach. 






Placenie podatkow  bolalo by mniej, gdyby bylo widac na co ida.  Pan w urzedzie ma pensje z mojej pracy.  Pytam  go:
-Dobry. Chce zalatwic to i to. mam ten i ten potrzebny druk. Musze jeszcze zaplacic. Gdzie moge to uczynic?
-Tam i tam jest kasa.
Ok,  wychodze z kolejki, ide do kasy. Szukam druku do wypelnienia, mowie:
-Dobry. Chce zaplacic, gdzie moge wypisac druk?
-Druk? tu nie mamy, musi pani z informacji dostac.
-Ale pan z informacji wlasnie mnie  tu przyslal i niczego nie dawal.
-To stamtad musi miec pani druczek.
Wracam do informacji, wpycham sie na bezczela bez kolejki.
-Przepraszam,  potrzebuje  jeszcze od pana druk  do uiszczenia oplaty. Wyslal mnie pan do kasy, ale bez druku.
-A myslalem, ze pani go ma.

Szuflandia.
Zyjemy w szuflandii. Sur-, czy unter-, nad czy pod - nie trzeba nic, ponad to , co mamy.

Czasem, gdy cos milego sie zdarzy,  zyczliwa osoba, pomocna,  ktos sie postara, pomoze, wytlumaczy i nawet usmiechnie. i o boze, zamiast normalnego przyjecia takiego zachowania, czuje  wdziecznosc wypelniajaca mnie niby Terese w ekstazie,  ze takie szczescie  i laska wyjatkowa mnie spotkaly. Wzruszenie mnie ogarnia i poczucie wyjatkowosci tego dnia nie opuszcza przez dluzszy czas.
Zespol uprzejmosci nabytej.

Gdy pytam brata, jak on z kolei czuje sie, gdy zawita czasem do Poznania, zyjac na codzien w Lodzi,  gdy pytam za czym teskni, odpowiada z ciezkim westchenieniem:
-Za Europa.

Oto jak sie zmienia punkt patrzenia w zaleznosci od siedzenia. 

**********************************

W ciagu tego roku, a od jego poczatku nie minelo jeszcze sto dni bylam, mieszkalam,  przejezdzalam, biesiadowalam  lub nocowalam,  dluzej lub tylko tranzytem,
generalnie: veni & vidi na wlasne oczy:  hmm.. pomyslmy..
Niemcy
Grecja
Czechy
Wegry
Serbia
Macedonia.
I ciesze sie okropnie na to, ze to dopiero 1/3 roku.

W zeszlym  roku, kiedy to zyczylam sobie podrozowac, bylam  "tylko" w Niemczech, Stanach i we Wloszech.  Nie trzeba wielkiej kasy. Trzeba kontaktow,  internetu, zaproszenia lub dobrej organizacji.
Za  wakacje  w Polsce nie placi sie duzo mniej niz zagranica, to juz truizm, ale ze bilet
Ryanair: Wroclaw-Kreta, czy Wizzer: Poznan-Rzym  jest w okolo-cenie  biletu pkp Poznan-Wawa, to juz naprawde duuuuuuza i mila niespodzianka. i grzechem  jest z niej nie korzystac.
Przeszkoda wiec nie jest kasa, ani czas ( do Grecji samolotem 3 godziny, do Gdanska pociagiem:6 godz)  tylko umyslowe bariery jezykowo-lekowo-niedowierzaniowe.
Yes, we can!!!


Saturday, March 24, 2012

chwila dworskiej zadumy, czyli Kreta: Festos, Phaistos, Phaestos, gr.: Φαιστός

 Fajstos. starozytny palac.
Spalone sloncem  ruiny,   domysly i wizje naukowcow i cisza.
Nierozwiazane zagadki.  Wiecej ich niz konkretnych odpowiedzi. Stary  palac, zrownany do funadamentow zamknal sie w sobie, zniszczony najechany, opuszczony i spladrowany.  Zakotwiczyl sie na zboczu, nad rownina Messara,  ponad 4 tys lat temu, pierwsze budowle siegaja  1900-1700 lat pne.
 Izby, izdebki,  kanaly,  scieki i promenady, propyleje,  paradne kolumnady i fasady,  wotywne oltarze i urokliwe zaulki - dzis mamy  sterte  milczacych  kamlotow w mniej wiecej  tylko zachowanym ukladzie.
 jakby nie bylo - sporo przetrwaly.  Sporo mniejsze palace  znikaly niemal w przeciagu 100-200 lat, jak okoliczni  mieszkancy postanawiali  upgrade'owac  swe domostwa i  podbierali material budowlany.
 Rownia pochyla pomiedzy antycznymi magazynami. i znow- widok, widok.









cola musi byc.  niekoniecznie w stylu  minojskim, a szkoda.  w suwenirach ponadto sam chlam,   kosmetykow, oliwy i raki balabym sie  kupowac PRZED nowym sezonem. 
 czekam na rozwoj techniki, kiedy to  muzea beda wspierane  technika i spragniona widowiska gawiedz bedzie mozna ucieszyc efektowynymi rekonstrukcjami holograficznymi.
Rozne warianty, wszystko cyfrowo, bez  zbednych kosztow i  ryzyka omylkowej ingerencji w istniejace  ruiny.  to dopiero bedzie czad.


 Frei Zimmer!!! w ukladzie przechodnim i bez drzwi, ale grube sciany i tak wszystko ladnie wygluszaja. Przestronne moze nie  az tak, jak przewiewne.
 Arcoroc? Zepter?
Lepsze! tylko trzeba nieco odkamienic.


 Stare warsztaty na zboczu. Na podoredziu, ale  poza obrebem  palacu.
Pod kontrola, ale bez ciaglego kontaktu.
Teraz rzadza tam pszczoly.

 Szkice i domysly,
sama tez juz nic madrego nie napisze.
Festos, Matala, zwiedzanie malowniczej rowniny Messara... uff..
a na obiad  - starcie z Wielkim Swiezym Kalamarem,  uplynnione  witamina R - najpopularniejsza witamina poza D ( od slonca).
Witamina R  czyli raki. brrrrr...  komu za duzo raki, temu do domu na czworaki.  ale hola hola,  my tu wciaz w Festos,  szkice  izb krolowej..


 niestety, wszystko w domysle.
po prostu  lepiej zachowane i  piekne w przeszlosci, dla wyjatkowych osobistosci. 
Moze wlasnie tam delektowali sie raki w leniwe popoludnia?..
















Jednego moge byc pewna. Ludzie, ktorzy  tu mieszkali kilka tysiecy lat temu mieli to szczescie, ze kazdego ranka ich oczy cieszyl nadzwyczajny widok.
Duch  rosnie,  a w sercu brak miejsca na zbedne troski. A przynajmniej  ja tak sobie  to wyobrazam.  Bo jak  tak popatrzec, czy moglo byc inaczej?



 Jak sie wzrok odbija o zasrany i nierowny chodnik to  jak ma czlowiek na luzie, z radoscia i usmiechem zaczynac dzien? 
 Przepraszam lokalnych i partriotow, ale zapodam znajomy powidok z poznanskiego okna ponizej. Nieladnie? A czemu mam  przemilczec? To ze szaro i deszczowo i buro -  trudno, pogoda, ale ze brudno i zasrane,  to efekt dzialan i zaniedban scisle ODDOLNYCH :


jesli  z kolei ma sie takie cos przed oczami, jak ponizej,  to   czy mozna byc zlym i ograniczonym i nerwowym czlowiekiem pelnym pretensji?  widok na  fajstosowskie "podworko" :

Thursday, March 22, 2012

kreta o swicie. przed-podsumowanie

Kreta, Agia Galini,  swit.
Absolutna cisza. Cisza porankowa jak i  cisza po  intesywnych dwoch tygodniach pracy. Team kolarski, ktory tu trenowal, zakonczyl turnus.  Zrobilismy ponad 1000km po wyspie,   glownie srodkowo-poludniowa czesc.
Mozna powiedziec spokojnie, ze przecieranie szlakow zostalo zakonczone sukcesem. Widoki, pogoda, ludzie i codzienne wrazenia - wszystko baaaardzo pozytywnie. Ola G. dostala przy przeprowadzce do innego miasta  rade od ojca  - usmiechnij sie do Warszawy, a ona to odwzajemni.
Poszlam za jej rada. I  czuje, ze Kreta usmiecha sie do mnie na calej swej dlugosci i szerokosci.
Agia Galini   lezy niedaleko Masali. Masala od lat 60-70tych byla mekka hippisow.  Potem przyszedl czas na odkrycie Agia Galini - w latach 80tych sporo sie tu dzialo, miasteczko przezywalo  totalny rozkwit, zamieszkalo tu sporo obcokrajowcow, ale 20-30 lat pozniej ucichlo. Kosmopolityczny duch pozostal, aczkolwiek w uspieniu. Ciche hotele, malownicze zakamarki i stara gwardia milosnikow.
Mialam okazje ich poznac, popodgladac w czasie srodowych spotkan w ZanziBarze.  Angole, Szkoci, Holendrzy, Niemcy i Amerykanie.  Srednia wieku 60 lat. Starzy wyjadarze i koneserzy Krety.  Mieszkaja tu nadal, lub wracaja na  letnie miesiace. Delektuja sie  lokalnymi smaczkami, podczas gdy polnoc wyspy przezywa obecnie turystyczna konwiste i oszalamia  gastro- i suweniro-shopami (szopami - sic!) . Zalezy co kto lubi i czego szuka.  Tak, tak, ja tez zapisuje sie do klubu milosnikow niesamowitej, dzikiej czesci poludniowej wyspy. Bardziej przestrzennej, wyciszonej, gdzie w gorskich miescinach czas sie zatrzymal i lokalne sklepiki nie potrzebuja szyldow BIO- czy HOMEMADE, bo wszystko  takie jest  po prostu i nie ma miejsca na komerche , czy  masowke.
Zeby tu dotrzec,  trzeba w Chani, czy Heraklionie, po wyladowaniu  skolowac auto i przejechac na poludnie.  Rzadko kto  decyduje sie na taka wyprawe w ciemno, a szkoda.
Hotel, w ktorym obecnie siedzimy, Minos, malutki, rodzinny,  prosty i czysty, polozony jest na klifie i oferuje piekne pokoje z sea-view, z widokiem na wschod slonca, co widac na powyzszych porannych fotach.  Wlascicielka Marilena jest urzekajaca, troche niesmiala, ale konkretna babka z niej, dzialaja tu z mezem, a popoludniami w recepcji jej dzieci siedza na komputerze. Marilena mieszka w domu naprzeciwko hotelu  i poznym wieczorem mozna zobaczyc, jak na wycieraczce jej  domu siedza cztery  kociska i czekaja na  poranne hotelowe sniadanie, czy raczej jego pozostalosci. Rano Marilena serwuje sniadania i kazdego pyta jak sie ma i czego sobie zyczy.

 Godzine pozniej: dzien sie wlasnie  rozkreca na calego. Pierwsze koty za ploty. Na  fotce obok
przykulal sie pierwszy burek i przycupnal miedzy niebieskimi donicami.
Ja szykuje sie na mojego ghost-kota, syjama. Kto wie,  moze doczekam sie uroczej fotki.
Jakby nie bylo alejka pod hotelem,  jest kocia promenada, prawdziwy cat-walk :))
A po kocim  rozpoznaniu zawsze pojawiaja sie zaspani psiarze ze swoimi pociechami.


Kreta sie budzi. Kolejny piekny dzionek.
Fajnie tu wypoczywac,  i jak mialam okazje sie przekonac, pracowac tez.
Ostatnie dwa dni teraz, na ochloniecie i podsumowanie.  
I pierwszy promyk.
Dzien dobry :)

Saturday, March 17, 2012

niemieckie poczucie humoru

hm.
to jest ciezki temat.
Niemcy smieja sie duzo i ochoczo.
Niestety, wiekszosci nie rozumiem,  dialekty, predkosc wymowy, slownictwo....
Czasem jednak  rozumiem, co mowia. Gorzej, bo nie rozumiem, z czego sie smieja.
Nawet jak rozumiem, to nie rozumiem.

Siedzimy, oni sobie gadaja. Anegdota. Wybuch smiechu. Nie zrozumialam.
-Ingo, powtorz.
-No smieja sie,  bo S. skonczyly sie baterie w aparacie i nie mial gdzie kupic
i musial w pokoju hotelowym rozmontowac TV pilota.
-I?
-No musial z pilota zabrac baterie. (i to w tym miejscu wlasnie Niemcy sie uchachali, ja nadal nic)
-No i?
-No wiem, wiem,  dla ciebie to nic zabawnego. Dla nas tak.
-...


przyklad dwa.
To ja lubie kimac w ciepelku, Ingo lubi otwarte okno, przewiew, nigdy nie narzeka na zimno, tu ostatnio teraz - tak.
-Kasia, dzis wieczorem musimy wlaczyc ogrzewanie,  recznik pod drzwiami polozyc, bo ciagnie,
musimy dobrze zamknac okna,  zimno tu na dole!
-Ingo, spoko, ale bez przesady, to tobie zawsze goraco.
-Ale tu jest zimno!
-Mi nie.
-No bo ty spisz po drugiej stronie lozka! Nie od drzwi! - tu Kasia w smiech, Ingo nie rozumie, za to kontunuuje:  Kasia, a co w tym smiesznego, ze mi zimno?
-Nie ze ci zimno,  tylko ze ci tak zimno jedynie z powodu zlej strony lozka-widze jego skonfundowana mine i nie moge, leje coraz bardziej, a Ingo: 
- Ale Kasia, co w tym smiesznego? Co w tym smiesznego,  ze mi zimno? ze moge sie przeziebic,  rozlozyc, to bedzie masakra,  dlaczego sie smiejesz? czy to dla ciebie zabawne, ze moge byc chory?   czy ja tez mam sie smiac jak na przyklad spadniesz z klifu??

ja nie bylam w stanie mu odpowiedziec,  w miedzyczasie spadlam z lozka.  Ze smiechu.  I rzeczywiscie Ingo sie nie smial.

wesolo jest.  bez kitu. :)

cats R all right, czyli KRETA: fauna


 Prawdziwego fauna co prawda nie znalazlam  jak  dotad, ale  generalnie fauna na Krecie wystepuje  glownie w postaci kotow, psow, osiolkow, koz i owiec. Trzy ostatnie tworza podgrupe, ktora mozemy nazwac rowniez "souvlaki", "szaszlyki" lub "kebaby". Mi osobiscie podobaja sie Souvlaki, calkiem dzwieczna nazwa :)
Koty sa wszedzie i czasem mam wrazenie, ze to one rzadza okolica i ustalaja reguly.
Najczeciej czegos chca (do jedzenia) w mistrzowski sposob laczac zebractwo z pogarda  dla czlowieka. Sepia na potege, ale sprawiaja wrazenie, ze maja wszystko totalnie gdzies pod ogonem.
 Wiekszosc jest wielka i podpasiona i co ciekawe  wystepuja w roznych typach rasy -  ten tu obok,  potargany, smietnikowy ziomek,  przypominajacy wiecznie skrzywionego Oskara z Ulicy Sezamkowej,  wyglada jak norweski lesny,  co prawda podupadly i  zapuszczony, ale pokrywa wlosowa,  po ogon, imponujaca.
  Zadaniem kotow, poza zebractwem, jest  takze pieknie wpisywac  sie w krajobraz.  Nie wymaga to za wiele wysilku i  nie wyklucza jednoczesnego okazywania pogardy, w czym sie  absolutnie miluja.
 tu kot w typie blekitnego rosyjskiego, bez szmaragdowych oczu, wiem, wiem, nie przecietnie to on tez nie wyglada.
  Nakrapiane czarno-biale sa  najpopularniejsze. Laty tworza rozne sieroce lub calkiem zlowrogie kombinacje --> test Roschacha.
 Tu rzadki przypadek przylapania siersciuchow przy posilku.  Oczywiscie nie beda zajadaly lapczywie, tylko  dostojnie i powoli, mruzac oczy z pogarda i laska, ze "no dobra, ewentualnie zjemy, jak juz sie czlowieku tak okropnie starasz".
  ten maly byl calkiem zabawny, nie wyksztalcil  w sobie jeszcze typowo  doroslych zachowan.  Zero pozerstwa.
 nie wiedzial tylko , co ma ze soba zrobic, w gore, czy w dol?...
Koza  ta tu, to moja ulubiona.
Jak tak na mnie spojrzala,  to  tak mi sie glupio zrobilo, jak rzadko. 
Bez kociej pogardy,  za to z komicznym rozbawieniem, ze czegos tak zabawnie zdumiewajacego, jak  ja, to w zyciu nie widziala i co ja w ogole tu robie?..  Moze za duzo trawy. Zjadla.
 to slodkie malentstwo  bylo niesmiale i okropnie ciekawskie. Przylapane  tuz przed wieczorynka.
Pieski sa wyluzowane i najczesciej  dziwne. Pomieszane,  slodkie, czesto brzydactwa, ale autochtoni chwala, ze te kretenskie burki w cudowny sposob pozbawione sa agresji, kreca sie to tu to tam, uciekaja jak juz to z ciekawosci, nie rzucaja sie na ludzi, czy na powszechnie wystepujace stada owiec i koz. Moze cos w tym jest. Te  z  morderczymi zapedami obawiam sie, ze sa po prostu szybko  eliminowane.  
Te obok - kontunuuja starogreckie tradycje ars amandi, hahahaha!
 A tu przepis na szaszlyki.







Jedziesz, widzisz:  kozy, zatem gaz!
Maly lomot, a potem  bach do bagaznika i na grill!
Zartuje. Nikt ich tak nie krzywdzi.
Auta hamuja i czekaja do skutku.
 A te na luzaku kontunuuja swoje  wedrowki.
Owce to samo. A jak one cudnie becza. Z jakas taka pretensja, od ktorej ja nie moge przestac sie smiac. Jak ktos ma depresje, to powinien dostac  one-way ticket na Krete, na farme owiec.

Jak na razie moim Graalem, Godotem, czy  innym  wiecznym nieobecnym jest  syjamski kocur, okoliczny Krol Pogardy. Nie moge go jak dotad  zlapac w obiektyw. Skubany pojawia sie  jak raki, i tylko wtedy,  gdy nie mam niczego pod reka i wtedy maszeruje w te i nazad i lampi sie  na mnie swoimi  oszalamiajaco-blekitnymi slepiami. A jak siedze uzbrojona w aparat, albo  ide po niego - to on znika,  odchodzi (oczywiscie w sposob  majestatyczny). Ostatnio wszedl przez taras do pokoju, zajrzal,  czy go na pewno  widze, upewnil sie, ze nie mam aparatu, porozgladal  i znikl :/  Szczyt. Well, mam jeszcze troche czasu,  wierze, ze uda mi sie go nalezycie sfocic. Jest tu absolutnym misterem.

Tuesday, March 13, 2012

raki raz raki dwa raki czy

RAKI jest zdradzieckie, dobre na trawienie i potrafi zaskoczyc.
Tego kretenskiego raki nie sposob kupic w sklepie, kazdy pedzi to ustrojstwo sobie sam,  w swojej szopie, na swoim ugorze.
Oznacza to szeroki  wachlarz mozliwosci osiagniecia mocy  oraz  bukietu  trunku. Kazdy   w gastronomii ma swego ulubionego dostawce.

Jednego wieczoru mozna machnac 3 szoty raki, zapic piwem i jest ok.
Innym razem  1 strzal  powoduje nocnotrwale skutki.
Oczywiscie raki serwuje gospodarz badz gospodyni,
nie omieszkajac pamietac o dodatkowym kieliszku  dla siebie.
Nalewane jest zza baru, z opakowan zastepczych. Raz ma 30% mocy,
spod innej lady  moze isc  w szranki z nasza polska sliwowica. Puh!...
Oczywiscie, zeby bylo jasne,
nie  wyprobowalam na sobie wszystkich opcji  spozywania raki z roznych zrodel.
Tu sie pracuje! przede wszystkim  :)

Idiom "pozegnac sie po angielsku"   znamy.

Ja moge dodac od siebie - "pojawic sie jak raki" / "jak raki zza lady"  - zupelnie niespodziewanie i niepozornie, po cichu, incognito i znienacka,  troche nawet niesmialo, po czym  wprowadzic mile ozywienie, zawojowac, zaskoczyc a i opcjonalnie powalic na kolana. Doslownie.

Sunday, March 11, 2012

Kreta cd impresji

 Grecy sa swietni. Oni tez lubia Polakow, bo jakos chyba utarlo sie, ze w pewien emocjonalny, temperamentny sposob  jestesmy podobni. Podobnie niepozbierani, lecz pelni dobrych checi, podobnie jak nam ciezko cos zaplanowac, czy stworzyc przepisy i prawa, ktore beda wspierac oddolnie dzialanosc, zamiast dusic i cisnac te kulejace bez ustanku. Rodzinni i postrzeleni. Jak patrzec od dolu -  od poszczegolnych ludzi -  super, sa w porzadku, w sklepach, na ulicy, w klubach i kafejkach. Oczywiscie,  chodzi o biznes,  zalezy im na tym, na nas, bo jesli nie turysci, to wszyscy pojda z torbami w oliwne gaje koczowac, a na wlasnych politykow juz nie maja co liczyc i myslec, ze ktokolwiek im pomoze.
Temat polityki jest  palacy obecnie o wiele bardziej niz najgoretsze letnie kretenskie slonce.


W Niemczech mysla, ze Grecy ich za Angele nienawidza, wola uniknac konfrontacji i tutaj nie przyjezdzaja tak tlumnie i ochoczo jak zawsze. Niemcy pomstuja na bezmyslnych Grekow, ktorzy sami sie doprowadzili do ruiny i  buduja im, Grekom, zly PR. A to wszystko rozgrywa sie na  najwyzszych politycznych szczeblach,  o ktorych wiemy, ze  my, czlowieczki na dole nie mamy juz na nie  wplywu, a ci tam na gorze,  sa tak zajeci swoimi sprawami, ze nie dostrzegaja  z wysokosci Olimpu problemow najbardziej przyziemnych.
 Media odpowiednio preparuja przekazy i machina turystyczna kreci sie, jak sie kreci.
A my jak tu dotarlismy -  szok.
Kreta, poludniowa czesc wyspy, Agia Galini i okolice.
Przemili ludzie.
Boja sie, co bedzie.
Chca pracowac.
Sa chetni do dzialania i otwarci na propozycje.
I wstydza sie za swoich politykow i wsciekaja na nich z calym srodziemnomorskim temperamentem. A przy tym wszystkim jest tu niesamowicie  spokojnie i pieknie.
 Kreta majestatycznie przetrwa kolejne tysiaclecia, palona sloncem, smagana wiatrem, skapana w turkusach i z glowa w chmurach, cala niemal pokryta bladozielonymi klebuszkami  drzewek oliwnych  :)
brak mozliwosci opisania dokladnie  i adekwatnie otoczenia.
To, ze biale sciany i niebieskie okienka, wiemy.
Na fotach to to tez kiczowato wyglada. Nawet moich :P choc staram sie uniknac sztampy. Ale nie sposob. Te okienka sa takie sliczne!
Problem polega na tym, ze na fotach nie sposob oddac  przypadkowosci  i tego czegos greckiego, co jest ladne,  ale nie wygenerowane dla turystow pod publiczke, tylko
takie zainstniale od niechcenia, wyplywajace z natury i usposobienia.
 Jest tu spokojnie i bezpiecznie.
Kiedy zagladam do sklepu tu czy tam,  Grecy przerywaja rozmowy i z lekkim zazenowaniem przepraszaja, ze  jeszcze asortyment niepelny,  nie wszystko  na miejscu i w komplecie,  bo  oni dopiero zaczynaja sezon, dopiero sie ogarniaja z zimowego snu.
A jak  odpowiadam, ze dla mnie  to w porzadku,  nie ma problemu,  to z taaaaka wdziecznoscia  sie usmiechaja, ze  sklep moglby byc caly pusty, a ja bylabym zachwycona.
 Kiedy  pytam na przyszlosc, w jakich godzinach sklep czy market maja  otwarty, odpowiedz brzmi:
-Ooo,  to zalezy, na razie jestem, mecz ogladam, generalnie jestem elastyczny.
albo:
-No, mamy teraz otwarte, a potem zamykamy i na wieczor znow mamy otwarte. ale do ktorej? hmm ciezko powiedziec. (i znow ten grecki rozbrajajacy usmiech)

 W wypozyczalni aut:
-Potrzebuje malego transportera, taki co moze 8 palet towaru zabrac. Musze cos przewiezc z Chani do Agia Galini. Macie cos?
-Z Chani? Szkoda, ze tak daleko (100km) A czemu wam od razu do Agia Galini nie przewiezli?-

I tak tu sie dogaduje  interesy :)
 Ale czemu czlowiek ma sie zoladkowac i szarpac, skoro naokolo takie widoki?
Chyba naprawde ciezko  wpasc tu w bezdenna depresje.

 Wszystko jeszcze senne i spokojne. Turystyczne natarcie rozpocznie sie nie  wczesniej niz za kilka tygodni.  Kazdy moze wtedy obczaic odpicowane oazy piekna i  cieszyc nimi oczy swe.
Mi sie podoba teraz.
W tygodniu koliczni lokalsi spotykaja sie, bo maja  jeszcze sporo wolnego czasu, wlasciciele knajpek, hoteli,  sklepow itd.
i tak w srody piwkowanie i dart  w ZanziBarze, u Holendra Petera.  Kilku  Grekow tam bylo i Heidi z Austrii i jakas Australijka, i  kilkoro Niemcow, no i ja, Polka, i jeszcze  grono bogatsze, aczkolwiek nie obczajone przeze mnie dokladniej.  To byl ciekawy i mily wieczor,  taki jak w filmie Eat, Pray Love, gdy Julia Roberts  balowala na Bali z  kosmopolityczna mieszanka  osiadlych na Bali poszukiwaczy wlasnego raju na ziemi.

A potem w cichym hotelu, przy  sniadaniu  mozna z jego wlascicielem pogadac o jego pasjach, podrozach i zeglowaniu.  Teraz  oni maja czas dla takich turystow jak ja :) W sumie turystka nie jestem,  ja tu pracuje. A ze w takich milych okolicznosciach?
:) 

i na koniec kiczowatosc kiczowatosciowa. Nie moglam sie oprzec.