Monday, September 15, 2014

Gadam wiec jestem


Odnosze wrazenie, ze gdyby przed typowa grecka babcia postawic ultimatum - albo oddychasz, albo gadasz - wybierz jedno z dwoch, babka wybralaby gadanie. Gadac, plotkowac, opowiadac, komentowac, przekrzykiwac sie trzeba zawsze i wszedzie. Jesli kolo ciebie na plazy rozgosci sie 5 osobowa grecka familia, to wierz mi, wolalbys sasiedztwo niemieckiej czy holenderskiej kolonii licealistow niz greckich rodzicow z dwojka dzieci i babka. Rodzinny obiad w naszym wyobrazeniu to 5-6 osob przy stole, w wersji greckiej: to ok.10 osob, z czego 2-3 to zawsze drobiazg, ktory robi zadyme w promieniu 50m. Kiedys naprawde expresowo ewakuowalismy sie z restauracji, a celebracja niedzielnego obiadu zamienila sie w polykanie fast fooda, bo dzieci z sasiednich stolikow urzadzaly jam session na trabki i gwizdki i jakos nikomu z doroslych opiekunow to nie przeszkadzalo, po prostu rozmawiali jeszcze glosniej niz zwykle. Jezyk grecki potafi byc melodyjny i mily dla ucha, choc to nie to samo, co francuski czy wloski, ale w wydaniu niektorych greckich dam w srednim i starszym wieku, piskliwych, jazgoczacych i jodlujacych jedna przez druga, jest po prostu nie do zniesienia. 

Friday, September 5, 2014

Gdzie diabel nie zaparkuje, tam Greka posle


Do greckiej jazdy mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony podziwiam ich koordynacyjne umiejetnosci i reflex. Co wyprawiaja kierowcy autobusow z tymi machinami - szacun! Z drugiej strony nonszalancja i brawura u innych doprowadzaja mnie do goraczki - co najczesciej dzieje sie w gesciej zaludnionych skupiskach. Grek po prostu musi zaparkowac dokladnie pod sklepem, niewazne, ze zablokuje przejazd, inne auto, przejscie, nic niewazne. Nie ma mowy, by przejsc piec krokow, wjechac za zakret, poszukac wygodnego, bezpiecznego parkingu. Wygodne znaczy pod samym nosem. Musi wysiasc natychmiast, nie patrzac w lusterko, czy ktos go wlasnie nie omija. Grek (czy Greczynka, w tej kwestii absolutne rownouprawnienie) musi gadac przez komorke w krytycznym momencie manewrowym na drodze, a do rozmowy - wiadomo, fajeczka. 
Wiec jak widze gadajaca kudlata panne w gigantycznych czarnych okularach, z fajka w lewej rece, z komorka w prawej, ktora wbija na rondo, czy lawiruje na skrzyzowaniu, to ja ustepuje w mgnieniu oka. 
Chodniki sa dla kafejek, chodzi sie po ulicach i to nie gesiego, bo nie mozna wtedy gegac, o nie! Trzy babcie musza isc obok siebie, by swobodnie plotkowac, a ze blokuja pas ruchu? ojtam, ojtam. 

Pickupersi, ci nieokrzesani kierowcy obitych, obloconych pickupow z gorskich wiosek, ci pasterze i farmerzy, ktorzy w otwartym terenie, na bezludziu jezdza szybko, pewnie i bywaja pomocni w razie "w", w miastach, na tlocznych ulicach zamieniaja sie w najbardziej irytujace bestie szos, majac w nosie wszystkich i wszystko, z bezpieczenstwem i przestrzeganiem jakichkolwiek przepisow na czele. Odnosze tez wrazenie, ze niektorzy zainspirowali sie Harrym Potterem i wydaje im sie, ze prowadza ten powiesciowy magiczny autobus, ktory kurczy sie i wciaga przy ciasnych przejazdach. 

Wednesday, September 3, 2014

Brak kapitalistycznego kopa

Oczywiscie, ze zly jest agresywny kapitalizm, komercja, korporacje i sieciowki pozerajace malych graczy, ale czasem jakis wstrzas i zdrowa konkurencja przydalyby sie niektorym, zapadlym w ekonomiczny letarg Grekom, wbrew wszelkim prawidlom tkwiacym jak jakies zaskorniaki w tkance miast i miasteczek. Chodzi mi dokladnie o te male dziwne sklepiki z towarem sprzed dekady, o te kafejki i bary z podla kawa czy reinkarnujacym sie kotletem. Ich wlasciciele sa wlascicielami calego budynku. Pradziad mial oborke w centrum wsi, czy przy glownej ulicy, a teraz to hotelik, kawiarnia, sklep czy taverna prowadzona przez potomka, ktory nie ma tego biznesu dlatego, ze chcial / marzyl / wyuczyl sie fachu, ale dlatego, ze nie mial innego pomyslu, spapugowal po sasiedzie i tak jakos sie kula.

Gdyby musial placic czynsz, wowczas sprzedaz 5 kaw dziennie, przeterminowanych baterii, czy 1 pary (o ile w ogole) dziwnych chinskich klapkow vintage nie bylaby wystarczajaca. Gdyby musial sie z tego biznesu utrzymac - szybko poszedlby z torbami, dla dobra ogolu, ustepujac miejsca komus, kto chcialby i musial sie wykazac i np. nie serwowalby klientom jedzenia po pijaku, czy z czarnymi obwodkami pod paznokciami. Gdyby mu sie marzyl hotel, wzialby kredyt, wyremontowal, dbal i zabiegal, promowal sie w sieci, a tak - jak ma chlop po prostu kilka pokoi wiecej, to wywiesi na balkonie opipialy szyld rent rooms i czasem ktos wpadnie z lapanki, a ze na jedna noc, bo w pasterskim szalasie byloby wygodniej, bo nie ma cieplej wody i toaleta zapchana? No coz, wlasciciel budynku z torbami nie pojdzie a kilka razy jak wpadnie te 25,00 czy 30,00 Euro - spoko, why not?
Smierducha, o ktorej juz kiedys wspominalam zagadnela mnie raz, ze jak mam turystow, zebym do niej przyslala, bo ona ma ladny hotelik, z pieknym widokiem. Coz, widok wazny, ale by go podziwiac turysta potrzebuje tez czystych szyb, mozliwosci posadzenia tylka na czyms, co ma 4 stabile nogi oraz przyzwoitego lozka, w ktorym nie dostanie parchow.
Powrot do rzeczywistosci, kop na otrzezwienie i zakasanie rekawow - to naprawde nie boli.

Friday, August 29, 2014

Uwazaj, kogos sie radzisz w temacie wakacji

Mozemy wyroznic nastepujace kategorie ludzi podrozujacych:
Golabki, Rekiny i Dulszczaki

Golabki Wolnosci i Pokoju
Ciezko na nich cos zarobic. Podrozuja za minimum, samowystarczalnie, skromnie i przygodowo. Rowerem, pieszo, publicznym transportem, zapakowani jak dromadery, sa malo wymagajacy, maja czas, otwarte oczy i najczesciej serca. Chetnie przyjma kazde zaproszenie na poczestunek. Rano zrobia sesje jogi, przy kawie w kawiarni posiedza 3 godziny, zeby pokorzystac z WI-Fi i pogadac z lokalsami, a wieczorem poplywaja nago na odludnej plazy i zrobia sobie piknik z winem, chlebem i tunczykiem z puszki i jest ok. Wegetarianie, hipsterzy, studenci, ludzie alternatywni, kontestatorzy, zieloni, buddysci, pacyfisci, a czasem po prostu podstarzali harcerze lub ucywilizowani nieco anarchisci. Przedstawiciele wolnych zawodow, aktywni i zywotni emeryci cieszacy sie wolnoscia.
Poznalam Meksykanina, ktory robi rok Eurotrip po porzuceniu pracy w korporacji w swoim kraju, goscilam na kolacji joginke z swym facetem, podrozujacych przez swiat na rowerach, krzepcy emerytowani Kanadyjczycy uciekajacy przed zima na poludnie Europy obgadywali ze mna rowerowe mozliwosci na Krecie, gdzies jeszcze po drodze napatoczyli sie polscy artysci z Londynu, w kolorowych pampasach, podrozujacy autobusami z dwojka malych dzieci i z plecakami. Wszyscy ci ludzie sa w tej podrozy autentyczni. Podrozuja skromnie, bo musza albo tak wlasnie lubia a do przehandlowania z lokalsami i innymi podroznikami oferuja swoj czas, ciekawe opowieci i dobre emocje, czasem moze ich wrecz poniesc. Niosa dobre nowiny, wzbogacaja swiatopoglady i znienacka banalna pogawedka z nimi  przy piwie moze sie zamienic w egzystencjalna refleksje, poruszajaca opowiesc, naukowe dywagacje. To od Golabkow mozna sie dowiedziec o teoriach spiskowych, o NWO, o wszelkich najnowszych New Age'owych trendach, nurtach w psychologii, a wiekszosc z nich wyraznie mowi, ze chce zyc poza systemem, poza korporacjami, kredytami, z dala od wszystkiego, co zniewala czlowieka i odwraca jego uwage od  Piekna, Wolnosci i Istoty Swiata.

Rekiny Glamour
Rekiny - wprost przeciwnie, nie odwracaja sie od przyziemnych przyjemnosci, draza i wyciskaja z nowoczesnosci, ile sie da. Placa, wiec wymagaja. A zarowo wymagac jak i zaplacic moga naprawde sporo. Chca wydac kase i plawic sie w przyjemnosciach, ktore mozna za kapuche nabyc. Fikusne drinki na brzegu basenu, prywatne rejsy, ekskluzywne wille, serwis musi byc na najwyzszym poziomie, tak samo jak i komfort. Piekna, elegancka kobieta zalila mi sie w samolocie, ze w okolicy gdzie spedzala urlop malo bylo ekskluzywnych sklepow, za malo. Kupowala, bo zawsze tak robi,  zamiast magnesu na lodowke woli nowy naszyjnik ub zegarek, lubi poszalec na wakacjach, inwestowala w wycieczki, rejsy, a pomimo opcji all in w kurorcie, jezdzila sobie taksowkami do roznych restauracji w okolicy odkrywac nowe smaki i gdyby mogla, upuscilaby jeszcze wiecej kasy. To Rekiny napedzaja lokalna gospodarke. Sa wsrod nich dyrektorzy i panie prezes, finansisci, managerowie, przedstawiciele wolnych zawodow, ktorzy lubia wydawac kase, jacys prawnicy, lekarze, inzynierowie, hedonisci, te wszystkie dzieci Wolnego Rynku i Konsumpcji, ktorzy maja malo czasu na codzien, a duzo pracy, w czasie urlopu pragna uzyc zycia i zrekompensowac sobie miliony wypracowanych roboczogodzin i stresu. Wymagaja, podnosza standardy, zmuszaja lokalnych uslugodawcow do konkurowanie ze soba i windowania jakosci uslug, bo Rekiny nie podaza ani w strone zachodzacego slonca, jak Golabki, ani tam gdzie okazyjnie, czy promocyjnie. Dla Rekinow czas to pieniadz, wiec wola trwonic to, czego maja pod dostatkiem - pieniedzy, a czas wykorzystuja do maksimum. Rekin jest w tym autentyczny, zasady postepowania z Rekinem sa jasne, a poprzeczka ustawiona wysoko. Rekiny kochaja luksusy, bo zazwyczaj ciezko na nie pracuja. I nie mam tu na mysli bananowej mlodziezy i japiszonow rozbijajacych sie za kase rodzicow. Rekiny nie zdaja sie na przypadek, na "a, sie zobaczy", nawet czas na nic-nie-robienie jest dokladnie zaplanowany. Rekiny zadowolone z otrzymanych uslug potrafia nagrodzic sowitym tipem.

Jest tez trzeci typ, Dulszczak.
Dulszczaki brzydza sie spaniem w namiocie, ale narzekaja na swoj bezgwiazdkowy hotel, ze  jest taki obskurny i bez ladnych widokow, a meble totalnie passe i ze na ich dzialce jest juz lepiej. Jesli napotkasz ludzi robiacych sobie sesje fotograficzne przed ekskluzywnym hotelem, do ktorego jednak nie wchodza - wiedz, ze to Dulszczaki pracuja nad PR, by po powrocie pochwalic sie swoja boska miejscowka. W ksiegarni beda probowali wytezyc swoja malo-fotograficzna pamiec, przegladajac przewodniki i mapy, by nie musiec ich kupowac. Mysla, by troche pozwiedzac (w koncu cos zapamietali z przegladanych mapek), ale nie wynajma taksowki ani auta z wypozyczalni, bo za drogo, korzystanie z publicznego transportu jest meczace, a na skuterze za bardzo wieje i moze byc niebezpiecznie. Za to po urlopie opowiedza sasiadom, jak to nie bylo co robic na tym urlopie, nic do zwiedzania!
Pewien napotkany "Czlowiek Sukcesu" zapomnial swoich Ray Banow w poprzedniej podrozy, bo wlasnie wrocil z jakichs Seszeli, Dubajow czy innych rajow i pytal gdzie w okolicy moze kupic dobre przeciwsloneczne szkla. Pol godziny pozniej spotkalam go w sklepie z suwenirami, gdzie pokazywal ekspedientce ryse na szkle jakichs okularowych podrobek i probowal cos utargowac z ceny na metce: 7 Euro.
W punktach informacji Dulszczaki rozpytuja o lokalne atrakcje i wydarzenia. Kiedy dowiaduja sie, ze w tej i w tej restauracji na plazy bedzie wieczorem muzyka na zywo, strasznie ucieszeni ida tam wieczorem. Z kanapkami i wlasnym winem siadaja pod plotem, za rogiem, 2 m od taverny, sluchaja muzyki, klaszcza i sacza wlasne winko. U organizatora koncertu nie zostawia ani pol Euro, muzykom nie wrzuca ani jednego Euro napiwku po koncercie, za to zostawia po sobie smieci i pety na plazy, a rodzinie i znajomym opowiedza po powrocie, jaka to uboga oferta kulturalna, nie stac tych lokalsow, by zapewnic turystom jakies atrakcje.
W koncu ida raz do knajpy. Zajmuja znakomity stolik, wypytuja kelnera o lokalne smakolyki, czasem nawet chca obejrzec w kuchni skarby morza w procesie przygotowan, zastanawiaja sie, grymasza, az w koncu nie mogac dojsc do kompromisu, zamawiaja talerz frytek i dwa piwa. Kiedy prosza o dokladke darmowego chleba, by wyczyscic nim resztki keczupu i majonezu z talerza, kelner zaciska zeby i przynosi. Po godzinie albo nawet i dwoch czas na rachunek: 8,50 Euro. Kiedy Dulszczaki czekaja na reszte z 10 Euro, kelner juz nie sili sie na najdrobniejsza uprzejmosc. Dulszczaki po powrocie do kraju opowiedza w pracy, z jaka to chamska i prostacka obsluga zetkneli sie w czasie wakacji, az im sie zupelnie knajp odechcialo. No i wogle.

Nie ma nic zlego w skromnych wakacjach, nie ma tez nic zlego w szastaniu kasa, ale dulszczyzna, pozoranctwo, wygorowane wymagania, kiedy samemu sie z siebie nic nie daje - sa trudne do zaakceptowania i jakos nadzwyczaj niestety popularne. Wakacje jako sposob na dowartosciowanie sie. A przeciez takim nic nie pomoze.

Wednesday, August 27, 2014

przypaly zdarzaja sie wszedzie na swiecie c.d.


Ludzie sa, jacy sa. Jestem pozytywnie nastawiona do swiata, 
generalizuje i subiektywizuje, wiec rysowany przeze mnie obraz jawi sie w jasnych barwach. 
Ale hola, hola, niektore przypaly klada sie glebokim cieniem na grecka sielanke. 

Wycyckanie naiwniakow
Mozesz byc naprawde sprytna i obrotna osoba, podrozujesz po wyspie samopas, przygladasz sie z bliska kretenskiemu zyciu w uroczych zadupiach, a czy wiesz, ze oni przygladaja sie tobie? Idziesz na przystanek autobusowy w malenkiej wiosce, znajdujesz! A tam szukasz rozkladu bo cos pamietalas/es, ze autobus powinien byc kolo 15:00 - 15:30, ale nie ma!.. Podchodzi mily starszy pan, pyta lamana angielszczyzna dokad jedziesz, czy czekasz na autobus, odpowiedasz, ze jedziesz do A i tak, czekasz teraz na ten autobus, a pan zalamuje rece, wznosi oczy do nieba i oznajmia, ze ojej, teraz nowy rozklad, wakacje, ostatni odjechal 14:30, tobie usuwa sie grunt spod nog, bo plan/lot/nocleg, a pan mowi, ze ma taxi i moze pomoc. Wiadomo - wskakujesz, jedziesz, taki fuks!  
I nie wiesz, ze kilka dni wczesniej ten mily dziadek zerwal nowy rozklad jazdy, nie dowiesz sie juz, ze oprocz 14:30, autobus przyjezdza rowniez o 16:30, wlasnie dlatego, ze to wakacje i sezon turystyczny. 
A dziadek cycka tak kazdego podroznika: zrywa nowe rozklady jazdy, albo podaje zle godziny autobusow, np. ze ostatni jedzie o 17:00, a odjechal o 16:30 i wtedy ludzie juz nie maja naprawde innego wyboru. 
Moze to jedyna jego metoda dorobic do emerytury, o ile ma jakas, ale i tak - czy to jest ok? Dla mnie przypal. 

poczestunek

- Kasia, Kasia chcesz winogrono?
- Nie, nie dziekuje bardzo. 
- Ale czekaj, ja mam duzo, czekaj, jedno ci dam, jedna taka czesc.

- Patrz - jakie duze, jeden kilo!
- Duze, rzeczywiscie, dziekuje. To twoje? Z domu? 
- Tak! Eeee, to znaczy... w sumie to od sasiada, ale to prawie to samo. 

przypaly zdarzaja sie wszedzie na swiecie


Ludzie sa, jacy sa. Jestem pozytywnie nastawiona do swiata, 
generalizuje i subiektywizuje, wiec rysowany przeze mnie obraz jawi sie w jasnych barwach. 
Ale hola, hola, niektore przypaly klada sie glebokim cieniem na grecka sielanke. Ponizej tylko kilka obserwacji

Przepisy i urzedy, czyli swiat metafor, inspiracji i swawolnych interpretacji
Prosta sprawa do zalatwienia w urzedzie? Zalezy na kogo sie trafi. Zalezy na ile kompetentna, rzeczowa i rzetelna bedzie dana osoba za biurkiem i na ile bedzie sie jej chcialo. 
Skads to znamy, hm? 
Pewien podroznik opowiedzial mi, jak przyplynal jachtem do malej, kretenskiej mariny i poszedl do siedziby policji portowej uiscic stosowna oplate, tak jak to czynil w Turcji, Wloszech itd. A tam pani oficer wyjasnila mu, ze musi z tym i tym drukiem udac sie na druga strone wyspy, 70 km dalej, do siedziby gminy by zaplacic. Facet odwrocil sie na piecie i wrocil wieczorem, na druga zmiane. Nowy urzednik z usmiechem pobral oplate, pokwitowal i pozyczyl milego pobytu (cumowania?), wszystko w 3 minuty, bez zajakniecia. 

Thursday, August 7, 2014

specyfika pracy na Krecie - kilka uwag

Znajomy przyjezdza na Krete popracowac kilka miesiecy. Nie byl wczesniej w Grecji, jedyne doswiadczenia z pracy na poludniu Europy ma z Majorki. Poza tym - polnocna Europa, wiec wiadomo - inny klimat, inne zasady. Wypytywal mnie napredce o rozmaitosci, pomyslalam, ze trzeba jakos podsumowac, moze jeszcze komus sie przyda. 

Pogoda
Wiadomo - goraco, warto wykorzystac sjeste na zimny prysznic i drzemke. Nie ma sensu specjalnie pracowac nad  opalenizna, samo przyjdzie, a wylegiwanie sie obecnie na plazy jest wyczerpujace. Pic duzo wody. Kremy z filtrami to nie metroseksualna fanaberia, naprawde warto. 

Legalizacja pracy:
Nie oplaca sie pracowac na czarno. Odkad jestesmy w UE, a Grecy odkryli, ze mandaty za nielegalnych pracownikow sa doskonalym sposobem na latanie dziury budzetowej, jest powszechna procedura podpisywanie umow i rejestrowanie tymczasowych pracownikow w lokalnych oddzialach IKA (cos jak nasz ZUS). 
Jesli pracodawca nie zatrudnia pracownika oficjalnie, igra z ogniem (mandaty to stawki 10-12 tys. Euro), a w branzy hotelarskiej i gastronomicznej naprawde trudno uniknac anonimowych kontrolerow udajacych klientow i gosci. Dlatego jesli ktos ma pracowac w branzy turystycznej, a nie ma propozycji podpisania papieru i legalizacji - uwaga, czerwona lampka! Wowczas trzeba dokladnie sprawdzic charakter pracy (bo moze chodzi raczej np. o prace na roli...) 

Grecki szef 
Tu nie mam osobistego doswiadczenia. Z obserwacji i rozmow wiem, ze Grek potrafi byc bardzo wymagajacy, praca po 12-16g/dobe to norma, z przerwa na sjeste w ciagu dnia. Nie ma obligatoryjnych wolnych weekendow, czy jakichs swiat. Turystyka to full time od kw/maj do pazdziernika. Kwestia wolnego dnia w tyg - do dogadania, ale jakos im nie lezy zbytnio. Sama znam Grekow, ktorzy prowadzac wlasne biznesy, nie maja naprawde ani jednego dnia wolnego w sezonie, bo bycza sie i relaksuja w czasie zimy. No, chyba, ze powazny wypadek albo pogrzeb. Kilka zimowych miesiecy sie tu obija, w sezonie - pracuje sie pelna para - takie sa realia. 

Praca z Grekami
Grecy sa generalnie serdeczni, ciekawscy, czesto roztrzepani, ale potrafia byc pomocni i sa diabelnie honorowi i dumni. Jak wszedzie na swiecie - sa i porzadni, ciezko pracujacy, swietni ludzie i sa leniwe marudy, psuje, leserzy. 
By uniknac wszelkich nieporozumien jezykowych i sytuacyjnych, stosuje sie do zasady: Nie kombinuj z Grekiem,  nie cwaniacz, nie kozacz. Popros o pomoc, zapytaj piec razy, prosto, uczciwie, z szacunkiem, ale zarazem konkretnie, nie dajac sobie wejsc na glowe. 

Jak napisalam, Grecy sa honorowi i wyczuleni na kretactwo i na traktowanie z gory. 
Najgorsze, co mozna zrobic, to oszukac, oklamac, zrobic zamach (np. obrazic mamusie) na rodzine. Tracisz wiarygodnosc i szacunek Greka bezpowrotnie. A szacunek i dobre imie sa niezbedne do zycia w greckich spolecznosciach, do dobrej koegzystencji i podtrzymywania przyjazni. To, ze mowia nieraz po angielsku slabo albo ze smiesznym akcentem, czy usmiechaja sie nadmiernie grzecznie i przyjaznie, bo tego wymaga biznesowa kurtuazja, nie oznacza, ze mozna ich traktowac z wyzszoscia, poblazliwie i z pogarda. A zdarza sie czesto wsrod "dystyngowanych"  gosci z Polnocy - gwizdy w restauracji na kelnera, klasniecia, ten mentorski,  pogardliwy, "wyzszy" ton... O ile nie zostanie przekroczona granica, Grek przyjmie to na klate, skwituje nadal grzecznym usmiechem, ale swoje pomysli i sorry, poza praca, nie ma co liczyc na jego uprzejmosc czy pomoc w razie "w". Tylko czy te zasady poszanowania innych nie stosuja sie ogolnie??.. No przeciez. 

Jakis turysta byl zaskoczony obrazona mina Greka, kiedy dal mu napiwek - facet zabladzil, zapytal o droge, Grek pokazal mu w ktora strone ma jechac, turysta w podziece wciska mu 1 Euro, a ten sie krzywi. Turysta myslal, ze ucieszy miejscowego, bo tu kryzys i oni tacy biedni, ale tak naprawde to go urazil. 

Zaskoczyc tez moze ich mimika i dynamika wypowiedzi  - czasem cos brzmi jak awantura, rzucanie klatw na cale pokolenia rodziny, ze juz, zaraz pojdzie na noze, a tymczasem to przyjacielka wymiana ploteczek miedzy greckimi macho. 

Grecy mowia siga-siga (powoli powoli) i jestesmy elastyczni
Nie ma co panikowac, powoli sie ogarnie, jak nie dzis, to jutro, jestesmy elastyczni. 
Do ktorej jest otwarty pana sklep? A, jak sa klienci - to do oporu, jak dlugo trzeba, jestem elastyczny. Jak wyslesz do Greka np. jakiegos biznesowego maila, a on nie zna odpowiedzi od razu, to po prostu nie odpisze. Nie da odpowiedzi, ze np. Dzieki za zapytanie, sprawdze,  za 3 dni bedziesz miec odpowiedz
Trzeba mu za jakis czas przypomniec, wtedy okazuje sie, ze wszystko wie, wszystko zalatwione, zapomnial odpisac, a ty juz od tygodnia rwales sobie wlosy z glowy. 
Jesli chodzi o przepisy, zasady i kodeksy, to Grecy tez sa dosc elastyczni i charakteryzuja sie zaskakujaca pomyslowoscia w ich interpetacji, naginaniu, czy omijaniu (by jak najprosciej do celu). Mam wrazenie, ze przepisy sobie a Grecy sobie, kierujac sie glownie zasadami: 
  • na chlopski rozum
  • na zdrowy rozsadek
  • na wariata
  • a czemu by nie
  • a moze sie da
  • a zobaczymy, co wyjdzie
  • jak sie nie da, jak sie da (brzmi swojsko, hm?)

Grecy sa tez elastyczni w pracy z roznymi nacjami. Jednych lubia szczerze i z glebi serca, innych - no coz, podejmuja z profesjonalnym customer service i tyle.

Praca z Niemcami i innymi niemieckojezycznymi nacjami
Mlodzi Niemcy, ktorzy  wiele podrozuja, mowia dobrze po angielsku i bardziej "miekko": jako, ze ty, wy i panstwo - to zawsze you, wiec wplataja grzecznosciowe zwroty typu: would you , could you, please, etc. Starsi, czy mniej doswiadczeni jezykowo Niemcy i wszyscy inni niemieckojezyczni, pozbawieni niemieckiej formy Sie, wala po prostu z jej pominieciem, co np. Anglicy odbieraja jako twardy, zbyt bezposredni, nieraz nawet obcesowy czy arogancki ton. 
Odkrylam z zaskoczeniem, jaka potrafi byc roznica charakteru tej samej wypowiedzi tego samego Niemca po niemiecku i po angielsku. Po niemiecku brzmi elegancko i grzecznie, ale to samo po angielsku, potrafi byc prostackie, toporne czy roszczeniowe. Anglicy duzo "zalatwiaja" tonem wypowiedzi, by bylo jasne, czy to grzeczna prosba, konkretna prosba, czy ostry imperatyw, Niemcy - wyrazaja to slownictwem i precyzyjnie dobrana forma poszczegolnych wyrazow. 
Warto wiec pamietac, ze czasem nawet w blahej rozmowie z Niemcem po angielsku mozna sie poczuc potraktowanym obcesowo, czy z "gory" a prosba - moze wydac sie roszczeniwa, choc wcale naprawde nie bylo to intencja rozmowcy, a wynika jedynie z "kanciastosci" jego jezyka angielskiego. 

Zasady i reguly - najwazniejsze! 
Niemcy potrafia byc upierdliwymi goscmi i klientami. Wymagaja, oczekuja. Ale sa tez zdyscyplinowani i slowni. Godzina spotkania, data, zobowiazania - wszystko wg planu od a do b i jest swiete! Niemcy kochaja Ordnung, przejrzysta planowosc i jasne reguly. 
Dasz im jasne reguly - beda ich przestrzegac. Ale jesli sam cos pomotasz, dasz im nie, to co zamowili, wprowadzisz w blad.... uuuu! Ordnung zachwiany, bedzie zadyma! 
Powiedz Niemcowi od razu, ze cos jest nie tak,  ze sa takie i takie opcje i nic innego. Jesli powiesz mu o problemie po czasie, gdy juz za pozno na ratowanie sytuacji, albo ze moze, prawdopodobnie, postarasz sie, tak, tak, pokombinujesz - a nic z tego nie wyjdzie - to jest niemile dla niemieckiego ucha, nie bedzie wiedziec, jak ma sie ustosunkowac, bedzie niezadowolenie. 

A, i raczej staraj sie nie zartowac z niemieckiego poczucia humoru ani na sile go rozumiec :)

Anglicy
W kontaktach sa mili i grzeczni, nieraz kurtuazyjni az do przesady i z nimi jak najbardziej mozna dobrze pozartowac. Do obslugi Anglika nie znalazlam potrzeby tworzenia jakiejs instrukcji czy teorii. 

Z Rosjanami nie bedziesz miec do czynienia, wiec nie poruszam tego tematu. Sama mam wybiorcze doswiadczenia i ... bardzo dobre. Ale to indywidualne przypadki. Przy masowej turystyce tej nacji bywa roznie, stereotypy nie biora sie z kosmosu. 



















Monday, August 4, 2014

przypadek Amber

Amber poznalam w zeszlym roku. To byl jej trzeci sezon pracy w gastronomii na Krecie. Miala 22 lata. Czasem siedzialysmy wieczorem na winku i gadalysmy o zyciu. Byl taki wieczor, gdy pragnienie gasilysmy zimnymi browarami a na drugim brzegu zatoki plonely wzgorza. Obserwowalysmy jak zapada zmierzch, znika dym, a ogien podpala na pomaranczowo linie horyzontu.
Amber opowiedziala mi o swoim zyciu. Ta zielonooka, posagowa Slowianka, o buzi dziecka, z blond wlosami do pasa, zgrabna i ujmujaca moglaby by byc gwazda, lamaczka serc, krolowa zycia. Zamiast tego jest w niej cos peknietego, uszkodzonego, jakas czarna dziura, przez ktora zbacza z kursu, ktora sprawia, ze dokonuje zlych wyborow, zadaje sie z nieodpowiednimi facetami, ma pecha, rzuca sie na oslep na zbyt plytka wode, a na glebokiej chwyci sie predzej brzytwy niz tratwy.
Matka Amber zmarla gdy ta miala 14 lat. Zostala na gospodarstwie sama z ojcem i trojka starszych braci. Codziennie przed szkola musiala wstawac o 04:30 by szykowac facetom jedzenie i pomagac na roli. Po paru latach ojciec ponownie sie ozenil, byly jakies hocki klocki z macocha, ale w miare sie poukladalo. Amber za wszelka cene starala sie prysnac z gniazda. Przez jakas agencje znalazla sezonowa prace na Krecie cztery lata temu, miala wowczas 19 lat.
Ciezka praca, imprezy po pracy, wesole towarzystwo. Jak zawiazala sie z chlopakiem, to z najwiekszym hulaka w miasteczku. Jak szla na browara, to wracala do hotelu nad ranem, widywalam ja nieraz bladym switem w czasie porannego spaceru z psem, gdy Amber na autopilocie pokonywala zakrety. Szara cera, tluste wlosy, zaniedbane stopy, wieczny pol-kac,  melanz na calego.
Jak chciala zmienic prace, to zlozyla wypowiedzenie smsem wieczorem i z nowo poznanym facetem prysnela w zeszlym roku pod koniec sezonu do Niemiec.
Myslalam o niej nieraz, trzymalam za nia kciuki.

Spotkalam ja dzis. Znow jest na Krecie. Tym razem tylko na wakacje. W Niemczech nie zagrzala dlugo miejsca. Wrocila do siebie, poszukala jakiejs niewdziecznej roboty w call center, byleby wyrwac sie ze wsi. Nadal super zgrabna, nadal dlugie blond wlosy, choc na twarzy widac przejscia. Problem z zebami, nos jakby nosil slady zlamania, ten kontrast, ktory jest natchnieniem dla pisarzy.  Zestawiaja slodka buzie dziecka z glebokim, przejmujacym, posepnym spojrzeniem, ktore do niej wcale nie pasuje. 

Amber nie jest jedyna osoba, jaka znam z defektem autodestrukcji. Skad sie bierze w niektorych ten slepy ped w pulapke, na mielizne?

Wymienilysmy sie z Amber numerami, moze bedzie okazja znow pogadac przy winku.


turystyka inwidualna vs biura podrozy


-Dzien dobry, kawa dla pana?
-Taaak, kawa z mlekiem i cukrem.
po chwili:
-Prosze bardzo, kawa. O! widze, ze prowadzi pan dziennik podrozy..
-Nie do konca. To moj notes, w ktorym notuje wszystkie problemy i niedociagniecia w hotelu i obsludze. Wie pani, zawsze sie cos znajdzie, warto sobie zanotowac, potem w biurze podrozy zawsze moge wynegocjowac jakis zwrot. Kiedys to byl taki syf, tyle zazalen nazbieralem, ze zwrocili mi 100% kosztow. I widzi pani -  mialem wakacje za darmo!

Czy bycie za siebie odpowiedzialnym w 100% redukuje ilosc mozliwych rozczarowan? 
Na to wyglada, gdy obserwuje turystow. Indywidualni podroznicy narzekaja mniej i sa bardziej usatysfakcjonowani niz turysci, ktorzy zakupili gotowe pakiety wycieczkowe w biurach. Tylko czy na pewno biura podrozy sa winne ubytkom w ogolnej satysfakcji na miejscu pobytu?? 
Najlatwiej zdac sie na kogos, odpuscic, oddac swoj los w czyjes rece, a potem ewentualna wine i rozczarowanie zwalic na druga osobe. Albo ponarzekac dla zasady - na kogos latwiej, niz na siebie. 
...
Mozna i tak. Jechac, by byc odkrywca i tropicielem problemow. 
By kolekcjonowac pieczolowicie i konsekwentnie wszystkie wtopy, wpadki, niedociagniecia, niczym najrzadsze okazy fauny i flory.  

Sunday, August 3, 2014

Po co do restauracji?

Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Jaki jest najwiekszy koszmar restauratora?
Wegetarianski gosc, ktory unika glutenu i nabialu oraz stara sie dbac o linie.
To ja.

Nie przepadam za lataniem po knajpach, bo a)lubie  b)wole  c)umiem gotowac w domu, po swojemu.
Unikam tlustych, macznych dan, ciezkich sosow, nie jem miesa (tylko ryby i owoce morza) i nie przekonuja mnie syte, porzadne porcje, bo nie jestem w stanie na raz pochlonac wiekszej ilosci zarcia.
Szkoda mi isc do restauracji i wydawac kase na mrozone filety i jakies mieszanki, bo dobrze juz wiem, co jest sezonowe i swieze, prosto z Morza Libijskiego, a co sama moge sobie kupic mrozonego w markecie za kilka Euro i pobawic sie w domu. Spaghetti frutti di mare? Na pewno bedzie ok, ale napychanie sie najtanszym (najczesciej) makaronem z (najczesciej) mrozonkami  - w Grecji! - no raczej jest bez sensu. *Chyba, ze makaron robiony w knajpie, a frutti di mare swieze. Inaczej - cos takiego mozna przygotowac sobie w domu. Warto natomiast skusic sie na talerz grillowanych swiezutkich szprotek albo nieco wiekszych, rozowiutkich red barbs, zwanych tu barbounia. Grecy sie nimi zajadaja i powtarzaja, ze to jedne ze zdrowszych ryb, pokropione cytryna zostaja pochloniete w calosci. Albo osmiornice, albo kalmary. Albo szukac i rozpytywac o prawidziwa dobra rybna knajpe i tam poszalec. Oj, wtedy mi nie szkoda kasy, ani ani. Danie, o ktorym napisze za chwile bylo warte kazdego centa. A ja znalazlam swoj kawalek raju.

Nigdy nie zapomne obiadu w restauracji w Bremerhaven, w Niemczech, w najwiekszym osrodku przetworstwa rybnego w D. Cieszylam sie jak dzieciak na Gwiazdke, ryby  i inne cuda z Morza Polnocnego! U samego zrodla! Zaproszeni na obiad poszlismy do jednej z kilku eleganckich portowych restauracji rybnych. Ciezko bylo mi sie rozeznac w menu, ot biore lokalny specjal z pieczonymi ziemniakami. Ryba byla nie za wielka, ale calkiem smaczna, ale poza tym? Jeden biedny lisc salaty dekorowal talerz, a ziemniaki okazaly sie smazone na jakims smalcu ... ze skwarkami!! Pozostali zamowili inna opcje, na talerzach wjechal kawalek salaty-singielki, frytki i ... panierowany filet z jakims beznadziejnym sosem musztardowo-majonezowym. To byl moj prywatny, ostateczny rozwod z niemiecka kuchnia, czara pogardy dla braku wyrafinowania, wyobrazni i smaku przelala sie tego dnia. Bylam zaproszona, wiec nie moglam zwrocic ot tak talerza do kuchni, (zostal zabrany z nieszczesnymi tlustymi pyrami ze skwarkami), w duszy sobie wyobrazalam mozliwe dania w eleganckiej portowej restauracji, gdzie tysiace ludzi codziennie przeladowuja i przetwarzaja swieze ryby,  a tu mi serwuja jakies panierowane wyfiletowane szity! I te skwarki.. Zenada i masakra. Oczekiwalam jakichs pieczonych, grillowanych, zapiekanych w folii, pergaminie, faszerowanych ziolami  ryb "w oryginalnych kawalkach". Prostych, swiezych, delikatnych. Spodziewalam sie, ze w takim miejscu moge zjesc to, czego normalnie u siebie, czy domu mi nie dane. Coz. Rozczarowanie. Ale nie odzywalam sie rowniez dlatego, ze moi niemieccy towarzysze, ktorzy mnie zaprosili, byli jak najbardziej usatysfakcjonowani, szamali swe panierki z apetytem.
Czulam sie nabita w butelke tak samo,  jak czulby sie  gosc  restaruacji Lesna Mysliwska (nie wiem, czy taka istnieje, wlasnie ja zmyslilam), ktoremu by podano de volaille'a z brojlera z dyskontu nadziewanego hodowlanymi pieczarkami.

Bo to jest zasada, ktora sie kieruje, jesli ide gdzies cos pokosztowac poza domem. (Chyba ze ide do zaprzyjaznionej taverny czy greckiego "fast fooda" na proste, tanie i sprawdzone dania, kiedy po prostu nie chce mi sie gotowac w domu). Do restauracji ide jesc to, czego nie umiem zrobic sobie sama, do czego nie mam skladnikow, wiedzy, czasu, miesjca. Ide po cos wyjatkowego. Tak z moim lubym trafilismy do rybnej taverny w Marathi kolo Chani. Lista ryb w menu byla dluga, przy kazdej opcji dopisek fresh albo frozen, a grecki kelner ledwo mowil po angielsku - znak, ze trafilismy w dobre miejsce. Ale jeszcze tak asekuracyjnie wybralismy dania z bezpiecznej, sredniej cenowej polki. Kochanie zamowilo sobie seabrass, ja - cos zupelnie nowego - fricassee. Tu dokladniejszy opis jak francuski typ przyrzadzania miesa wyewoluowal w Grecji w typ potrawy, do ktorego zalicza sie tez dania rybne.  Dostalismy nasze talerze.
Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Na jego - wyfiletowana, nadziewana ziolami ryba w calosci, podana na duszonej zieleninie (cos jak szpinak i jego kuzyni, specjaly kretenskich gor i ogrodow).

Ja dostalam kawaly duszonej ryby w podobnej zieleninie, pachnacej koperkiem i cytryna. Ryba smakowala jak kurczakowy rekin (sic!), ale w zasadzie ciezko mi porownac, bo niczego podobnego do tej pory nie jadlam.
Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Nowy, mowiacy juz lepiej po angielsku kelner machnal reka, probujac opisac rybe i odpowiedziec na moje pytania, usmiechnal sie i po prostu zaprosil mnie do kuchni.
Czysta przestrzen, praca wre, a w lodowkach, na lodowych kolderkach podzielone w szufladach rozne garunki ryb, swieze, z blyskiem w oku i bardzo delikatnym morskim zapachem. Wszystko mi pokazal i opisal,  bo kelner okazal sie (wspol?)wlascicielem, ktory sam przyjmuje dostawy i wie jak kazdy kawalek wyglada, co, jak i skad. Moja danie kosztowalo 14 Euro. Bez ziemnakow, makaronu, ryzu. Za sama rybe i zielenine to duzo? Pomyslmy: rzecz byla spora i idealnie swieza, znakomicie zrobiona, sama bym kilkunastokilogramowej ryby ani nie zlowila, ani nie obrobila. W domu nie mam szans na takie danie.  Zieleniny tez wymagaja czasu i zabawy, by je tak udusic i doprawic.
To bylo totalnie w moim stylu. Danie proste, ale wymagajace umiejetnosci. Bez zapychaczy w postaci zbednych weglowodanow, bez dekoracji, obronilo sie samo. A kochanie na koniec sprezentowalo wlascicielom komplement, co do ktorego bylismy oboje zgodni, ze to byly jak dotad najlepiej zrobione ryby jakie jedlismy na Krecie w przeciagu ostatnich niemal 2 lat.
Taka plaza w Marathi!!!



Wednesday, July 30, 2014

Samaria

i po marszu
W koncu TO zrobilam. Zawsze brakowalo czasu, nie bylo z kim, albo sie nie chcialo, bo za daleko. Ale poniedzialek to byl TEN dzien.
Upal, szczyt sezonu, ale podlaczylam sie do znajomych, pary Francuzow i Holendra, i pojechalismy zaliczyc Samarie. Przeszlam caly wawoz Samaria, okrzykniety najdluzszym wawozem w Europie, wokol ktorego utworzono w 1962r. Park Narodowy, zasiedlono endemicznymi kretenskimi kozami kri-kri i wysiedlono gorska wioske Samaria.
  1. szczegoly techniczne
  2. dla kogo Samaria
  3. opis trasy
  4. jak tam dotrzec
  5. jak ja bym sobie to zorganizowala nastepnym razem 


1. Szczegoly techniczne:
  • Wejscie 5,00 Euro w wiosce Xyloskalo na plaskowyzu Omalos na wys 1227 mnpm.
  • Czas dojscia do mety w Agia Roumeli: 6 g (norma to miedzy 5-7g)
  • Sam wawoz: 13 km + ok. 3 km lacznie na tzw. "dojscia": parking-kasa i wyjscie-prom
  • najwazniejsza zasada: jak sie rozgladasz, to stajesz,  jak idziesz, to patrzysz pod nogi
  • ilosc wylanego potu i wypitej wody: trudna do oszacowania
  • 10 zrodel wody pitnej, wiec nie ma opcji pasc z pragnienia, co ok. 1,5-2 km zyciodajny kranik.
  • 6 x WC na trasie
  • 0 x sklepow z jedzeniem, food truckow na trasie
  • 0 smieci (czysto na maxa! jak na gorski szlak - i - juz w ogole jak na Grecje!)
  • co sie wniesie do jedzenia - musi starczyc na caly wawoz, taverny dopiero w Agia Roumeli
2. Dla kogo Samaria:

Jesli zle znosisz upaly, a dluzszy spacer robisz raz w tygodniu po parku - odpusc Samarie. Trzeba miec przynajmniej srednia kondycje, liczyc sie z goracem i intensywnym schodzeniem, lawirowaniem po kamieniach. Wygodne, nie slizgajace sie buty, cos na glowe, maly plecak z prowiantem i woda - to podstawa. Nie trzeba tachac calej zgrzewki, ale 1 butelka 1,5l wody to podstawa i trzeba ja uzupelniac na postojach. Na spokojniejszy spacer wybierz sie lepiej np. do wawozu Sw. Antoniego (Agios Antonios Farago) kolo Spili w centralnej Krecie lubdo Wawozu Wszystkich Swietych (Agiofarago) miedzy Matala a Kali Limenes na poludniowo-centralnym wybrzezu wyspy.


3. Opis trasy:
Pierwsze 3 km  to zejscie, zaczyna sie stromo, pierwsza godzina, poltorej godziny marszu to intensywne patrzenie pod nogi, potem spadek jest mniejszy.

Nastepnie kilka km korytem strumienia (Las Stup) i sciezkami po brzegach. Kamienie, kocie lby i czasem latwiejszy kawalek trasy. Od czasu do czasu widac poukladane kamienne stupy, ale przy "wejsciu" w koryto strumienia - istny gaszcz wiekszych i mniejszych kamiennych piramidek. Robi wrazenie. 
stupy, las stup
Agios Nikolaos - kosciolek Sw. Mikolaja
co masz? co jesz?
fragment tej wygodniejszej trasy
mostek do wsi Samaria
Powiem szczerze, pierwsza polowa trasy, ok 7 km nie powalila mnie na kolana (poza dokuczliwymi skurczami lydek, bo caly czas idzie sie w dol) - chodzilam juz troche po Krecie i nie bylo to nic, czego do tej pory nie widzialam - podobne lasy, zejscia, szare strome gorskie zbocza, tylko do tej pory w mniejszej skali. Jazda zaczyna sie od opuszczonej wioski Samaria. Posrodku "niczego", po 7 km naprawde uciazliwego dreptania w dol, klaustrofobicznie osaczona gorami, przycupnieta nad gorska rzeka, w malutkiej dolince rozciaga sie opustoszala osada. Schowana przed calym swiatem i chyba nawet przed wzrokiem bogow. Kilka domow zachowalo sie w calosci. Wiekszosc to murki i fundamenty, widac tylko zarysy zabudowy.
I widac, ze osada byla spora, zasobna, zagrody, gaje, przydomowe ogrodki, most, kosciolek Osia Maria (stad nazwa calej imprezy). Przypomina to troche scenerie z braci Grimm, czy Blair Witch Project  - idealnie by sie nadawalo na jakis horror, thriller, czy psychodramat jak Dogville, ale niepokoj, wrazenie osaczenia i niesamowitosc rozpraszaja kolorowi turysci, osiolki, kozy kri-kri i ogolnie jakas taka sielankowa atmosfera.
Samaria to stacja straznikow, maja tu zaparkowane swoje sluzbowe muly i osiolki.
Na dziedzincu w cieniu morwowcow i wokol zrodelka tlocza sie turysci, najczesciej to jest glowny punkt popasu na trasie wawozu i widac, ze okolicznym kri-kri bardzo to odpowiada, bowiem ciekawskie kozy kreca sie pomiedzy ludzmi i potrafia niesmialo nawet capnac cos z reki.
Z wioski do konca wawozu w Agia Roumeli jest kolejne 7 km, juz nieco bardziej przyjaznej moim lydkom trasy.

I zaczyna sie. Las i przyjemny lesny pol-cien sie skonczyl.
Idziemy korytem rzeki, dnem wawozu. Czasem w cieniu i przewiewie, czasem w pelnym, palacym sloncu.


Gdzieniegdzie szemrze woda, male mostki, male kamienie, duze kamienie. Nad glowami sciany wawozu zaciesniaja sie i wypietrzaja. Czlowiek drepczacy dnem kanionu, malutki jak mrowczeka, nie znaczy nic. Jest niewazny.

Dochodzimy do wyjscia z wawozu (tu oddaje sie druga czesc biletu, celem weryfikacji opuszczenia Parku Narodowego). Stara Agia Roumeli, wioska-siostra gorskiej Samarii,  jest rowniez w wiekszosci opuszczona. Poza kilkoma zadbanymi obejsciami, ruiny domkow, zagrod i..  sloneczniki. Ta osada, podobnie jak Samaria, musiala byc calkiem spora, domostwa, a raczej to, co z nich pozostalo - widac, ze byly obszerne, pietrowe, wszedzie ogrody, pastwiska i oliwne gaje wokol. Sezonowa rzeka przez wieksza czesc roku (mniej wiecej od pazdz do maja) zapewniala swieza slodka wode. A gdzie woda, tam bedzie dom. A gdzie dom, tam znajdzie sie raki :)


Stad juz tylko ok 1,5 km  do plazy, portu i obecnej nadmorskiej Agia Roumeli, ktorej ekonomia nie jest juz oparta na rolnictwie, ale na turystyce i gastronomii.
Z Agia Roumeli sa dwie drogi wyjscia - jedyna ladowa to z powrotem do wawozu Samaria i w gore lub prostszy powrot do cywilizacji: prom do Chora Sfakion (zwanej tez Sfakia). Poniewaz nie mialam najmniejszego zamiaru dreptac z powrotem w kierunku plaskowyzu Omalos, wiec jak pozostale 99,9% turystow czekalismy na statek o 17:30. Czasem ktos zostaje w Agia Roumeli na noc. Fajne miejsce, po ostatnim promie wioska sie wycisza. Sama chetnie bym tam zostala na noc.
W przeszlosci, gdy nie funkcjonowal tu ruch turystyczny, stara osada Agia Roumeli, polozona 1,5 km wglab ladu byla absolutnie niewidoczna z morza. Malo komu mogloby przyjsc do glowy, co sie kryje za zalomami gor, ze jest tam jakas droga i dokad ona prowadzi. Idealne warunki na bezpieczna kryjowke, w czasie okupacji, wojny, w czasach pirackich atakow. Droga ladowa, prowadzaca przez osade Samaria - dla nieobeznanego przybysza byla nie do odnalezienia i przejscia, za to bardzo latwa w pilnowaniu jej i obronie. I gdy spojrzec na mape - tak sie prezentuje caly masyw Lefka Ori - Gor Bialych, trudno dostepnych, wynioslych i magicznie malowniczych. Tylko dla twardzieli.

Po drodze przystanek w Loutro. To kolejna mala wioska przycypnieta u podnoza gor, bez dostepu droga ladowa, przynajmniej oficjalna, dla aut.

Po godzinie przybijamy do Chora Sfakion, punkt koncowy dla promu i przesiadkowy: tu zostawia sie auta na parkingu, tu autobusy (czasem jest ich kilkanascie) czekaja na promy z Gavdos i z Agia Roumeli. Na statku natknelam sie na polska familie z nastoletnim wujaszkiem Dobra Rada. Mlody czlowiek byl zaskakujaco nakrecony, a swiezo zmutowany glos - donosny. Dusila go jakas niesamowita potrzeba bycia komentatorem, wiec paplal jak najety, ze statek plynie za wolno, ze buty ma takie dobre, ze Samarie moglby zrobic 10 razy, chocby od razu, bo by i tak te buty mu wytrzymaly, a ze ta laska tam sie tak opala, a tamta, o prosze, salateczke sobie wcina, a wcina duzo szybciej, niz ten statek plynie, itd... Masakra.
Krecilam sie po pokladzie i ze zdziwieniem odkrywalam kolejne zastepy Polakow - to samo w wawozie, naprawde nas tam duzo. Caly dzien przeplatal mi sie polski jezyk. I co wazniejsze - fajni, normalni ludzie, nikt nie miotal kurwami, nie smiecil, nie bylo skarpet w sandalach ani lakierkow. Zadnych przypalow, tak jak powinno byc.
krajanie na szlaku
4. Jak tam dotrzec
Chyba najlatwiej wykupic wycieczka fakultatywna, autobus zawozi na parking na przy wejsciu w Xyloskalo, Omalos i zjezdza do Chora Sfakion, gdzie czeka na turystow na parkingu. Kazdy turysta wychodzacy z wawozu laduje w Agia Roumeli i musi statkiem doplynac do Chora Sfakion (11,00 Euro). Potem mozna w autobusie spokojnie kimac, az do samego hotelu. A na calej trasie wawozu - spokoj i luz, ludzie chodza malymi grupkami, we wlasnym tempie.
Indywidualnie -mozna publicznymi autobusami ruszyc rano z Chani do Omalos, a potem z Chora Sfakion znow do Chani na nocleg albo zostac tam od razu.
Wlasnym autem - trzeba miec kierowce, ktory w ciagu dnia zjedzie z Omalos do Chora Sfakion (3 godz.) i bedzie czekac.

5. Jak ja bym sobie to zorganizowala nastepnym razem
Gdy bede znow planowac Samarie, to hm.. odpuszcze pierwsza czesc. Pojade prosto do Chora Sfakion, zaparkuje i pierwszym statkiem (o 10:30 obecnie) rusze do Agia Roumeli, wejde do kanionu "od konca" i przejde te najbardziej spektakularna czesc wawozu, do polowy, do osady Samaria, wte i nazad. Gora -dol: dobre dla nog i najbardziej malownicze pod wzgledem wizualnym. Kilometrowo wyjdzie na to samo. Wroce statkiem z Agia Roumeli z powrotem do Chora Sfakion (ostatni odplywa obecnie o 17:30) i wroce do auta na parkingu.



Sunday, July 27, 2014

Joga i rowery

Mlody anestezjolog z dziewczyna przyjechali na kolarskie wakacje na Krete.
Pytaja mnie, czy ja tez kolarz, ja, ze nie bardzo, nie moj styl, plecy bola, ja bardziej w kierunku wytrzasania gnatow na MTB a potem relaksowania sie na jodze.
On na to, ze tez mial problemy, w pracy stres, po rowerze fajnie, ale czul sie sztywny, bole miesni itd  i idealnym uzupelnieniem okazala sie wlasnie ... JOGA
-Joga? No prosze, nie znam wielu facetow, ktorzy praktykuja joge.
-Hehe, jakbys mi powiedziala piec lat temu, ze zaczne cwiczyc joge, to bym popukal sie czolo, ze ja zaden gej, ani nawiedzony, ale coz, kolarstwo i joga sprawdzaja sie znakomicie, polecam kazdemu.
W ogole fajna para Szwajcarow - na Agia Galini zdecydowali sie 3 dni przed wylotem, miejscowke znalezli sobie przez booking.com,  z bungalowow polozonych 1,7 km od miasteczka sa bardzo zadowoleni, rowery zaklepali zaledwie dzien wczesniej. Pelen spontan, a na paszczach widze luz i usmiechy.  Zadali pare konkretnych pytan, dostali mapy i stos wskazowek.
Trzymam kciuki za ich udane wakacje.

Saturday, July 26, 2014

Jak uniknac wtopy na wakacjach? cz.2 - roznice kulturowe


Poludnie Krety jest piekne, czyste, spokojne. Wiekszosc mieszkancow to farmerzy, rybacy, ludzie z wiosek i dzialaja wedle swojego uznania. Hotel na krakowskiej starowce tez bedzie prowadzony w inny sposob niz gospodarstwo pani Haliny 50 km pod Krakowem, w uroczej, lecz zapadlej wsi - myle sie??
Wlasciciele maja po prostu inne doswiadczenia, inne pochodzenie, inna mentalnosc. 


Wspominalam juz kiedys wczesniej - holenderska rodzina zapowiedziala sie z dwiema nastoletnimi corkami. 
Zaden Grek, nawet najbardziej wstawiony, nie wymyslilby, ze kilkunastoletnie dziewczyny moga miec po 1,90m!! Trzeba bylo szukac specjalnie jakichs extra lozek, zamienic pokoje, itd. Holendrzy sa wysocy, Grecy - nie bardzo. Kazdy zrozumial po swojemu.  

Lazienki - no, coz. W kraju, gdzie wymyslono przed kilkoma tysiacami lat kompleksy kapielowe, laznie, ktore dzis zwiemy SPA i wellness, gdzie nawet niewolnicy mieli prawo do wizytowania lazni raz w tygodniu, obecnie temat lazienek jest.. drazliwy. Najczesciej (poza nowymi miejscowkami, czy sieciowymi) to te ze sredniej i nizszej polki prezentuja typ mikro-klitki, z brodzikiem, otwartym odplywem, gdzie wziecie prysznica wiaze sie z zalaniem i zapryskaniem calej lazienki, a papieru bron boze nie nalezy wrzucac do toalety, bo zapycha waskie rury. Greckie lazienki bywaja srednie i to nie dlatego, ze Grecy nie dbaja o turystow, takie same maja u siebie. Przynajmniej tu na poludniu wyspy. 

Pracujac w budynku obok przystanku autobusowego codziennie udzielam (chcac, a raczej czesciej nie chcac) informacji takich jak: 
  • jak, kiedy i skad startuja autobusy
  • gdzie sie kupuje bilety (u mnie?) i ile kosztuja
  • ile kosztuja taksowki tu czy tam
  • czy mozna u mnie przechowac bagaze
  • czy mozna skorzystac z toalety
  • czy wiem w jakich godzinach jest otwarta apteka, bo tam nie jest nic napisane
  • gdzie sa bankomaty, markety, piekarnia, itd
  • gdzie sa wypozyczalnie aut i ile kosztuja auta
  • czy wiem, gdzie jest hotel X, bo na potwierdzeniu rezerwacji nie ma info, jak do niego dotrzec
  • czy mam bagaz pana, ktory tu wysiadl, a zapomnial o walizce, pojechala dalej, mieli ja przepakowac i z kolejnym autobusem przywiezc ja z powrotem i czemu ja jej nie mam? gdzie walizka zatem moze byc i co pan ma teraz zrobic? 
  • czy tu jest Chania? jak to nie? to jak dotrzec do Chani? 

Akurat na to sie zzymam,  bo wiekszosc problemow - to nie moja broszka. Czesto ignorancja, najczesciej brak informacji. 
Hotel X ma goscia,  facet nie wie jak tam trafic, ja tego miejsca akurat nie znam, pytam najstarszego taksiarza we wsi - tez nie wie, turyscie rzednie mina, wiec dzwonie na podany nr tel, a tam nikt nie odbiera - czy to jest wlasciwy customer service? Czemu goscie hotelowi nie dostaja od swoich gospodarzy  podstawowych informacji?!? mapek, wytycznych, dzialajacych numerow kontaktowych?
Zrobilam male mapki Agia Galini, ktore wysylam zawczasu naszym kolarzom lub prezentuje zagubionym turystom. 
Nie ma kasy w bankomacie? Dzwonie na infolinie banku zglosic brak i ponarzekac - jak teraz turysci maja dotrzec na lotniska, zaplacic za hotele, jak to tak moze byc w turystycznej miejscowosci? Czemu sami gospodarze nie troszcza sie o swoich gosci w TEN sposob?

Sa tez inne pytania i tu chetnie pomagam, a dotycza zwiedzania, atrakcji w okolicy, gdzie i jak warto pojechac, itd. Coz, lokalsi duzo pracuja, ale nie jest to zwiazane z np zwiedzaniem, nie studiuja historycznych ciekawostek, nie szwendaja sie po gorach. Pieszo 10 km? Rowerem  po okolicy? Jogging rano? Dla nich to bylaby najgorsza kara, a nie wymarzony sposob na wakacje. 

Turysci przyjezdzaja z Rethymno czy Chani i tez narzekaja na brak informacji, w typowych Tourist Office'ach nie dostaja czesto tego, czego im trzeba. Ba, sama bylam w Heraklionie w biurze informacji turystycznej, bardzo konkretne pytanie zadawalam dwom pracownicom po kolei, a one odsylaly mnie do jakichs folderow i mapek. Zajelo kilka ladnych minut bolu translacyjnego zanim pani nr 2 skumala o co chodzi i pokierowala dalej, do wlasciwych dzialow. 
Dlaczego tak sie dzieje? Bo wiekszosc Grekow nie ma pojecia jak wyglada turystyka na polnocy Europy. Oni mieszkaja tu, sa lokalni, nie podrozuja, nie bywaja sami turystami, tu wszystko jest im znane, organiczne, wyssane z mlekiem matki albo kozy Amaltei i jasne i nie moga sobie wyobrazic, ze dla przybysza stanowi chaos i ze ludzie sie gubia. Czesto tez nie wiedza, ze lokalne ciekawostki i smaczki - dla nich oczywiste,  moglyby  zainteresowac i urzec turystow.
Tak jest wszedzie na calym swiecie. 

Ale, hola hola, nie wszedzie tak sie dzieje. Sa hotele i instytucje, ktore dzialaja super i ich goscie dostaja komplet informacji. Tak samo inne biznesy - restauracje, sklepy, kawiarnie. Super customer service. To sa przedsiebiorstwa, gdzie wlasciciele;
  • ksztalcili sie za granica
  • pracowali dluzszy czas za granica
  • maja zone/meza z importu 

W barze Grek serwuje szota raki i podaje ci zakaske z reki? To nie pogwalcenie zasad higieny i brak kultury, to wyraz goscinnosci i przyjazni. 
Czas i odleglosci sa tu inne. Czas jest elastyczny, przyszly nieokreslony, zamiast GMT jest CMT - Cretan Maybe Time, 
a kilometry sie wydluzaja: nasze 35 km to ichnie 80 km...  
Kiedy slyszysz, ze cos jest bardzo daleko, dopytaj ile dokladnie to kilometrow. Isc gdzies 5 czy 10 km  to dla aktywnych nic trudnego, ale kretenczycy przecieraja oczy ze zdumienia. 
Kolarze po treningu podliczaja trasy i km, wychodzi ze tego dnia 105 km, a podajacy kawe Grek prawie mdleje i robi sie zmeczony na sama mysl o takiej podrozy ... samochodem. 

Warto pamietac, ze istnieja roznice kulturowe i pojmowanie spraw w odmienny sposob. Zamiast denerwowac sie i zzymac, lepiej dopytywac i cieszyc sie folklorem. 
Ci lokalni, niewyszkoleni uslugodawcy potrafia byc cieplymi, goscinnymi gospodarzami, sa pomocni, honorowi i serdeczni. Niczego nie udaja, sa we wszystkim autentyczni. 
Po prostu sa inni niz my. 

Monday, July 21, 2014

Jak uniknac wtopy na wakacjach? cz.1 - proste rzeczy, ktore warto sprawdzic

Znajomi inspiruja, a zdobyta wiedze, zaslyszane ploteczki i historie warto od czasu do czasu skladac w jakas logiczna calosc. No to jedziemy. Kiedy juz wiecie, JAK chcecie spedzic wakacje (w sensie temat obgadany na rodzinnym forum) np:
  • odkrywanie nowych miast i egzotyczny zgielk zatloczonych ulic  
  • powiew luksusu - czyli cos w stylu szafiarek
  • aktywnie i fitnesowo
  • cisza, medytacje na odludziu
i macie juz upatrzony lokal/hotel lub rozgladacie sie za idealna miejscowka w wybranej okolicy, sprawdzcie  dodatkowo dokladnie rzeczy, ktore moga byc dla was wazne, np:

plaza, odleglosc i rodzaj - lepiej blisko zwirowej czy musi byc koniecznie mialki piaseczek, chocby trzeba bylo dojechac 5km??

nie zalezy ci na seaview? ok, ale czesto seaview oznacza nie tylko widok na morze, ale lepsza lokalizacje pokoju. Sprawdz, czy pod nazwa mountain view nie chodzi o ulice, gdzie halas i gwar.

pokoj dla trojga? Warto dopytac jak to wyglada. Trzy przyjaciolki, czy trzech kumpli chetnie bedzie przebywac w 1 pomieszczeniu, ale co jesli zalezy Wam na odrobinie intymnosci i przestrzeni? Pokoje trzyosobowe to czasem 3 wyrka w 1 pokoju, z tapczano-czyms wcisnietym w kuchennym kaciku, miedzy zlewem a lodowka, bo normalnie to double room, a czasem wygodnie rozdzielone podwojne lozko + jedynka w osobnej "alkowie".

podjazd, wjazd, schody, windy - dzieciece wozki, brak sprawnosci fizycznej moga z blahego podjazdu uczynic istna syzyfowa mordege

basen, brodzik, plywanie wyczynowe i nauka plywania - zdarzaja sie hotele, ktore restrykcyjnie przepedzaja z plywackich torow zaaferowanych tatusiow, ktorzy ucza plywac swe pociechy, uniemozliwiajac kondycyjne plywanie tym zaawansowanym, ale tu w okolicy o tym nie slyszalam. Nawet jak sa dwa baseny i brodzik, to trzeba taplac sie na najglebszym, z calym asortymentem dmuchanych gadzetow.

Warto podejrzec wszystko na google maps- elegancka willa, z basenem i ogrodem moze byc piekna opcja dla rodziny: 4 doroslych i 3 dzieci, ale potem okazuje sie, ze do najblizszej wsi sa 2 km z gory, a potem pod gore, do miasteczka 4km, a w poblizu zywej duszy, brak ewentualnego towarzystwa dla dzieci (oprocz stad owiec i koz) a wyjscie do sklepu, na kawe czy piwko do knajpy wieczorem to juz cala samochodowa eskapada. I to trzeba miec DWA auta... Przez internet nie wygladalo to tak odludnie, widniala nazwa wsi, a nie, ze to 2 km od.
*
Znajomi w PL  kiedys szukali miejsca na zjazd kilkorga psiarzy. Potrzebny byl dom/domki dla kilku osob doroslych (czy byly dzieci? nie pamietam, chyba nie tym razem...)  i duza, wygodna ogrodzona dobrze dzialka. Wazne zeby cisza i spokoj na te  kilka dni z psami - maja miec szanse bezpiecznie poszalec na terenie posesji. Wlasciciele lesniczowki zapewnili, ze warunki sa idealne, dzialka super solidnie ogrodzona, za wsia kawalek, nie ma sasiadow, zadnych osrodkow, itp, ze dalej to juz tylko las. I "zapomnieli" dodac, ze w tym lesie, tuz za plotem posesji hoduje sie ... daniele. Cale stado, chyba ze trzydziesci ich bylo. Nie musze chyba dodawac, ze psy zwariowaly i koczowaly pod siatka, obslinione i zahipnotyzowane widokiem spacerujacego jedzenia.

To sa rzeczy, ktore mozna sprawdzic, dopytac, przemaglowac, po polsku, czy angielsku. Woz albo przewoz. Gorzej, gdy dochodzimy do tematow, gdzie nie ma liczb, wartosci, kolorow: bialy-czarny, a pojawia sie problem roznic kulturowych i co kto rozumie pod pewnymi pojeciami.
cdn.

Sunday, July 20, 2014

Planowanie wakacji w Agia Galini

Poniewaz kolejne osoby nabieraja ochoty, by mnie tu, w Agia Galini odwiedzic, a czesto maja podobne, wstepne pytania, czas na posta wprowadzajacego do tematyki, na zasadzie rozpoznania terenu. Poniewaz latwiej, milej i przyjemniej jest jechac w rejon, gdzie ma sie "kotwice" (czyli w tej sytuacji mnie), to kotwica powinna wesprzec swa rada i doswiadczeniem i znajomoscia terenu.

http://www.explorecrete.com/crete-west/EN-Agia-Galini.html
 By sie tu dostac sa nastepujace opcje: na prostytutke, na zone, na kochanke i na Indiane Jonesa:
  • taxi - wygodne, szybkie, drogie i bez zobowiazan
  • publiczne autobusy - zajmuja sporo czasu, wymagaja cierpliwosci, ale koniec koncow mozna na nich polegac i sa ekonomiczne
  • odbior przez znajomego - nie kazdy ma takie szczescie
  • odkrywcy wypozyczaja swoje auto - mapa w dlon, ruletka z GPS (odpuscilam osobiscie, jezdze na mape i intuicje) i ahoj przygodo!

W Agia Galini i okolicy mamy do wyboru kilka opcji na rozne potrzeby i portfele:
  1. male i srednie miejskie hotele, czesto ze sniadaniem, kuchennym zapleczem w pokoju lub dostepem do ogolnej kuchni
  2. wille, bungalowy,  i tzw. resorts - z w pelni wyposazonymi kuchniami do wlasnej dyspozycji
  3. kemping - z taverna i z zapleczem kuchennym do wlasnej  dyspozycji
  4. studia, apartamenty, czesto bez kitchenette, ale blisko do tavern i kafejek
  5. wieksze hotele czy bungalowy, zwane nieraz clubs - tu mix: wlasne kuchnie, posilki w hotelowej restauracji czy/i taverna na terenie
Czego na pewno nie ma tutaj ani w blizszej okolicy to:
sieciowek, luksusowych miejscowek generalnie - sa  hotele na 4 gwiazdki - malej i sredniej wielkosci. Wiekszosc to 3 i 2 gwiazdki, choc roznia sie znacznie miedzy soba. Nie ma tych typowych WIELKICH kompleksow posrodku niczego, ktore zapewniaja WSZYSTKO u siebie. 
http://www.idi-agiagalini.gr/idi/the_village/images/panoramic_views_of_Agia_Galini_1.jpg

Problemem jest to, ze czesc fajnych miejsc nie posiada fajnych stron www, a czesc miejsc ma strony www, ktore nie do konca oddaja charakter miejsca, a do jeszcze innych ludzie trafiaja przypadkiem, niemalze jak z lapanki, nie wiedzac co ich dokladnie czeka na miejscu. Wszystko zalezy od przygotowania, sprawdzenia i oczekiwan. Na miejscu moze sie okazac, ze pokoje sa male i malo-dzwiekoszczelne. Moze sie okazac, ze nie bylo w planach wypozyczania auta, ale bez tego bedzie niemozliwie sie ogarnac i zaopatrzyc w zywnosc. Moze sie okazac, ze hotel ok, ale trzeba isc pod gore albo z gorki 6 x dziennie, a tu juz dla matek z wozkami czy osob w slabej formie fizycznej, otylych, starszych, albo wracajacych z wieczorych "piwek" naprawde wyzwanie (nie znacie greckich "gorek"?  no to mozna sie zdziwic).  Zdarzaja sie tacy (i okazuje sie to dla nich wazne!)  co pytaja o windy, ilosc schodow i podjazd, a takie informacje malo kto podaje.
Poranna kawa serwowana w hotelu i sniadanie - okazuje sie, ze kazdy ma swoja definicje - moze to byc lekko brazowa goraca ciecz o delikatnej nucie kawy i znikomej zwartosci kofeiny lub tez siekiera, w ktorej lyzeczka stoi na bacznosc. Sniadanie moze byc totalnym wypasem, po ktorym od razu najlepiej isc na silke albo na sjeste, albo postna przekaska mnicha na diecie....
Klimatyzacja, wentylacja, internet - bywa naprawde roznie. Latem wszedzie cieplo, ale wczesna wiosna (luty-kwiecien)  i pozna jesienia (listopad-gru)  sa miejscowki, w ktorych jest naprawde zimno, bo klimatyzacja nie dogrzewa, brak izolacji, a cien tak mily latem - nie pozwala dogrzac budynku dostatecznie poza sezonem. I tak samo z ciepla/ goraca woda nagrzewana panelami slonecznymi. Hm, tak, warto miec kogos takiego jak ja na miejscu :)
Polacy, ktorych tu spotkalam:
  • przylecieli z niemieckimi biurami podrozy z Berlina 
  • podrozuja indywidualnie, zazwyczaj lowcoast'owo, znajduja miejsca na wlasna reke
  • Ryanair do Chani z Wroclawia / Katowic / Modlina ulatwia sprawe 
  • nie sa juz tez problemem niemieckie polaczenia lotnicze z Berlina do Heraklionu, zwlaszcza, ze planuja je przedluzyc do listopada

Jak to wyglada z bliska?

Male i srednie miejskie hotele, czesto ze sniadaniem, kuchennym zapleczem w pokoju lub dostepem do ogolnej kuchni

To sa budynki przy ulicy, uliczkach, zaulkach. Kameralne, male i srednie pokoje, od 2 do 4 gwiazdek, czasem maja maly basen lub troche roslinnosci na swoim terenie. Idealne dla turystow, ktorzy wiekszosc czasu planuja  spedzac poza hotelem: plaze, zwiedzanie, wycieczki. Mozna miec super sniadania, seaview taras, spokoj i czystosc, a mozna miec tez bardzo podstawowy poziom, tzw. ekonomiczny i skupic sie na wydawaniu kasy gdzie indziej.
W miasteczku, blizej, czy dalej, to zawsze kwestia 2-5-7minut, by dojsc gdziekolwiek na piechote. Do plazy od 50-500m max. Bliskosc miasteczka to czasami tez wiecej gwaru, wieczornego zgielku.

Wille, bungalowy,  i tzw. resorts
Nowe, eleganckie miejsca najczesciej, pobudowane na okolicznych wzgorzach, osobne i niezalezne apartamenty, na terenie: basen i ogrod, wysoki standard, cisza i spokoj. Idealne dla rodzin (najczesciej oferuja miejsca dla 2- 6 osob w 1 studiu/apartamencie) i tych, ktorzy pragna stacjonarnego wypoczynku, bez "odgornej organizacji". Do plazy ok 1-3km, niestety bez samochodu jest sie uziemionym. Wynajem auta niezbedny do zakupow, czy przemieszczania sie na plaze. Niektorzy moga narzekac na odizolowanie. A niektorzy znajda wymarzony idealny spokoj.

Kemping
Male bungalowy, basen, taverna, 100m do plazy, sporo camperow, otwarta kuchnia polowa itd - dla kochajacych towarzystwo, mobilnych turystow. Kilka lokalnych psow zadomowilo sie tam na stale. Jak rowniez sezonowo - komarow.
Do miasteczka 5-6min spacerem. Kemping, jak wszedzie na swiecie, takze i tu skupia tych indywidualnych podroznikow, wolne ptaki, nieformalnych turystow, swobodny klimat i luzacka atmosfera.

Studia, apartamenty
Rozsypane tu i tam, wydzielone z czesci wiekszych mieszkalnych budynkow, najczesciej standard podstawowy lub ciut powyzej. Dla mobilnych turystow. Malo wymagajacych. Dla studentow i przejezdnych na 1-3 noce idealne.

Wieksze hotele czy bungalowy, zwane nieraz clubs 
Jest tak naprawde jeden typowy family hotel,  z programem dla dzieciakow, opieka, animacjami, itd. 50m od plazy. Nie dla nauczycieli, ktorzy marza, odpoczac w wakacje od szkolnego gwaru. Idealny dla rodzin niemieckojezycznych - to jezyk glownej klienteli hotelu. Ogrod, baseny, posilki, zabawy - wszystko jest na miejscu, na wysokim poziomie.
Kilka podobnych miejsc -  zawsze w promieniu 0-200m od plazy, z basenami i ogrodami nie prezentuje juz takiego poziomu organizacji, ale sprzyja rodzinnemu wypoczynkowi - w poblizy plazy, miasteczka, a jednoczescie z dala od zgielku.










Wednesday, July 16, 2014

nauczka z ostatnich dni

Nie rzucaj drogocennych nasion na skaly. Tam i tak NIC NIGDY nie wyrosnie. Szukaj zyznej ziemi, przyjaznego gruntu. Moze to i potrwa, ale na dluzsza mete sie oplaci. Nie poswiecaj czasu ludziom, ktorzy go nie docenia. Nie pomagaj ludziom, na ktorych nigdy nie bedzie mozna liczyc. Nie dziel sie sukcesem z ludzmi, ktorym w zyciu nie idzie.

Saturday, July 12, 2014

popros, a dostaniesz

Szukam raz w Timbaki parkingu i za nic nie mam gdzie sie wcisnac, w koncu znajduje cos w bocznej uliczce, ale akurat pod prywatnym domem.
Siedza dwie babki, ubrane oczywiscie na czarno, umilkly i patrza, jak podjezdzam im pod plot, kose spojrzenia zdaja sie zapowiadac nadchodzace klatwy..
Wysiadam, usmiecham sie i lamana greka pytam:
-Przepraszam, nie jest problem - ja tu moje auto parking dziesiec minut?
I jakby niebo peklo i zalalo je swiatlem anielskim, a zbotoksowane gwiazdy moga tylko marzyc o takiej mimice - babuszki w szczerbatych usmiechach od ucha do ucha, oczy im sie smieja:

-Zaden problem! I godzina - nie problem!
Mam swoja teorie, ze podobnie z facetami - im grozniej wygladajacy zarosniety Grek, ubrany na czarno, z marsowa mina, tym bardziej honorowy i nie odmowi zapytany, czy poproszony o cos.

Thursday, July 10, 2014

najsmutniejsza obsluga klienta

Customer service - czy rozumiemy, co sie pod tym kryje? Jak to wyglada w sektorach prywatnych? W dzialalnosciach kreatywnych? Ostatnia korespondencja, zalaczona ponizej, mnie oslabila. Pracownik byl grzeczny i kulturalny, tu nie mam nic do zarzucenia. Ale zarazem tak bezradny, a moje zlecenie bylo tak trudne i skomplikowane, ze wydawac by sie moglo, ze jego celem bylo mnie totalnie zniechecic. Brak pomyslowosci, inicjatywy, checi do szukania alternatywnych rozwiazan, zaangazowania - skad to CHOROBSKO NIEMOCY?? Czy to jest polityka firmy sukcesu?? 
Potrojny naklad, bo moze im sie cos omsknac, a ja mam za to placic? obrobka 1 foty za 6 zl? 5 g pracy, ale termin realizacji 10 dni??
Gdybym byla szefem tego chlopaka i zdybala te korespondecje, wyciagnelabym bardzo powazne konsekwencje. A moze to mi sie wydaje? Moze tak sie pracuje? Moze wszystko ok z jego postawa??

Witam, 
Jakies szesc lat temu zglosilam sie do Was z zamowieniem na gre Memory ze zdjeciami z pierwszych 18-stu lat zycia mojego brata - wyszlo super. Widze, ze macie teraz cos podobnego w ofercie na stale. Ja bym potrzebowala jednak czegos znow "na wymiar". Poprosze o wycene: -42 pary fot (84 sztuki w sumie) -10x10cm - wymiar 1 kartonika -wieksze pudelko z 1 nadrukowanym zdjeciem-okladka. Jaki bylby czas wykonania zamowienia? Dzieki i pozdrawiam serdecznie

Witam,
dziękujemy za kontakt i złożone zapytanie - niestety Pani praca jest bardzo złożona i nietypowa a przez to bardzo kosztowna - jeśli mielibyśmy się taką pracą zająć to termin realizacji wyniesie do 10 dni a cena wyniesie 700 zł + koszt przesyłki.

Dziekuje za odpowiedz.
Jak mozliwe wycenienie 42 par kartonikow 10x10cm na 700zl??
Jesli to nie pomylka o jedno zero, to widze, ze w Waszej Firmie na przestrzeni kilku lat zmienilo sie pare rzeczy, tylko nie wiem czy na lepsze..
Tak czy inaczej dziekuje
 

 
Witam,
Niestety to nie jest pomyłka - przy tak indywidualnej pracy każdy element jest klejony i wycinany ręcznie - standardowe formaty prac z uwagi na posiadane wykrojniki są wycinane przez maszyny.

W cenę wliczony jest:
-  koszt obróbki graficznej 42 zdjęć - średni koszt za 1 zdjęcie to 6 zł - 250 zł
- wydrukowanie 3 kompletów zdjęć - przy pracy ręcznej może zdarzyć się niedokładność i musimy mieć nadkład
- ręczne sklejenie dużego pudełka (nie posiadamy wykrojników na tak duże pudełko) które pomieści taką ilość dużych elementów + wydruk wielkoformatowy na specjalnym papierze etykietowym wieczka i denka + wycięcie oklejek oraz tektury na wieczko i denko - wszystko również w 3 kompletach. - koszt ok 300 zł
-  ilość godzin pracy aby wykonać zlecenie ok 5.

-zysk 150 zł


Ok, rozumiem.
Te kilka lat temu zaplacilam 10 razy mniej - no, bylo mniej par zdjec, to fakt.
Wyslalam gotowe JPGi, nie bylo zadnej obrobki, a kartonowe opakowanie bylo to samo co do puzzli.
Szkoda, ze nie macie jakichs bardziej uproszczonych procedur na persanolizowane memory, ale dziekuje za wyjasnienie i pozdrawiam.

bezpieczenstwo jako niezbedny element poczucia wolnosci

Rozmawialam z pewna Greczynka, ktora od kilkunastu lat mieszka w Australli, wraca czasem na swa rodzinna Krete, bo teskni za specyfika tego miejsca.
Rozmawialam z nia o tym, co mnie tu ujmuje, wiec znalazlysmy wspolny jezyk.
-Tak, Kreta jest idealna na taki wypoczynek i bezpieczna, bo wiesz Kasia,
kiedy mieszkalismy na wyspie, to w kazde wakacje, przy kazdej okazji, kiedy moja corka miala wolne w szkole, bralismy ja z mezem i kempingowalismy na dziko po Krecie, latem - po 2-3 miesiace. Autem w gory, z plecakami, po bezdrozach, dolinach, odludnych plazach.
Tyle pieknych miejsc, taka przestrzen i nigdy zadnego stresu, jesli chodzi o bezpieczenstwo, ze strony napotkanych ludzi, czy zwierzat. Lubie Australie, tu tez jest pieknie, ale nie ma mowy o tej wolnosci, o swobodzie, nie mozna sobie pozwolic na nieostroznosc. Duzy kraj, ludzi roznych cala masa, no i te wszyskie trujace zwierzeta i rosliny!..  Mozna podrozowac, jest pieknie, ale zapomnij, by ot tak sobie gdzies sie rozbic tu czy tam i zlekcewazyc  pajaki, skorpiony i cala reszte ferajny. 
Taaak, Kreta jest cool.
Siedze tu na dzikim poludniu i czasem teskno za kinem czy Ikea. Ale z pracy moge wskoczyc na rower i jechac sama sobie na przejazdzke albo na dluzszy spacer. Sama. Nieraz zdarzylo mi sie jezdzic autem samej po wyspie, w srodku nocy, najwiekszym zmartwieniem byla nuda i ewentualnie jazda na oparach. W razie czego, jakby auto padlo, a takze jakims cudem i telefon - ide do najblizszej wsi i pukam do najblizszego domu. Ok, jeszcze nie bylam w takiej sytuacji. Ale tak odpowiedzialam  pewnym napotkanym ludziom, ktorzy sie zdziwili, ze sama tak pozno bujalam sie w trasie, no bo przeciez to moze byc niebezpieczne..

Jeden sasiad wie, kiedy drugi spierdzi mu sie za rogiem, i czyjego psa jest ta kupa pozostawiona na ulicy, oj dobrze wie,  ale ta klaustrofobiczna transparentnosc dziala w druga strone:
Samochody zostawia sie otwarte. Zapominany w barze telefon mozna odebrac nastepnego dnia, a sasiad nawet i w srodku nocy podwiezie do lekarza, czy tez do domu (bywa, ze ktos wypil czegos za duzo i te nogi sie tak placza.. Bywa!) Co kto przeskrobie, nic sie nie ukryje. Kto kim jest i czy jakies socjopatyczne zapedy zdradza - wszyscy wiedza.  Chyba, ze cos jest bardzo gleboko i pieczolowicie ukryte przed wscibska i ciekawska grecka spolecznoscia, ale o tym jeszcze nie slyszalam, a uszu, i owszem, nadstawiam.  Grecki Fritzl?... Hmm... Plotki szybciej sie roznosza, niz zostaly posiane. Jestem na tym etapie znajomosci kretenskiej mentalnosci, ze predzej bym uwierzyla w cichy samosad niz niezauwazone przez nikogo dramat i wieloletnia perwersje.

Ludzie sie kojarza, przyjaciele naszych przyjaciol, sa naszymi przyjaciolmi, a turysta, biala twarz importowana z polnocy to w ogole dziala tu na prawach swietej krowy.
To o ludziach, a jesli chodzi o rosliny, czy zwierzeta - kretenczycy chwala sie, ze nigdy tu nie bylo na wyspie przypadkow wscieklizny, zadne pajaki, weze, zmije, czy inne pelzance nie sa smiertelnie trujace, tak samo z roslinnoscia. Mozna sobie zaszkodzic i trafic do lekarza, ale nie na tamten swiat.