Sunday, May 11, 2014

galeria postaci

Ponizej opis kilku typow,  z ktorymi sie zetknelam. Tylko maly wycinek galerii oryginalow, ktorych mozna tu napotkac.

JULIUSZ
Przybyl  z wielkiego swiata jesienia, do miejsca, w ktorym kiedys spedzal szalone wakacje.
Teraz, wymeczony zyciem, umierajacy na raka - chcial wrocic tam, gdzie byl szczesliwy.
Widac, wiekszosc zycia zmarnowana, skoro trzeba wrocic do punktu wyjscia sprzed 3 czy 4 dekad.
Fotoreporter, dziennikarz, wszystkie konflikty zbrojne byly jego.
Szarmancki, w stylu amanta, a pod bialym kapelusikiem skrywa bagno i capi perwersem, takim wulgarnym, werbalnym natretnym perwersem.
Ma trzy corki, kazda innej narodowosci, urodzona w innym kraju, wszystko widzial, wszystko wie, ma polskie korzenie i bardzo mi chcial cos poopowiadac.
Nie dalo sie tego wytrzymac. Przedstawial sie ze trzy razy, za kazdym razem na nowo i z nowa twarza,  bo zawsze tak pijany, ze nie pamietal, ze juz wczesniej nie chcialam z nim rozmawiac. Znalazl jakiegos kompana, wspolnie brali jakies badziewia i zapijali alkoholem.
Wiecznie w bolach, jak nie rakowych, to egzystencjalnych. Moze chory, a moze po prostu wymyslil sobie taki image.
Takie wizerunek samotnego, umierajacego romantyka..  Uwaga srodowiska, pomoc i wspolczucie - zapewnione. No i mozna sobie pouzywac.
Ostatnim razem pojechalam po bandzie. A przynajmniej probowalam:
-Nie dosiadaj sie, nie chce z toba rozmawiac, wspolczuje ci, ale spadaj!
Ani w liceum, ani na studiach nie imprezowalam w tak zalosny sposob,
wiec teraz tym bardziej nie mam zamiaru bratac sie i belkotac z nacpanym dziadyga!!
Byl na takiej fazie, ze niestety nawet do niego nie docieralo.
A ze podobne przyciaga podobne, to oczywiscie bylo wiadome, ze bedzie mieszkac u Smierduchy.

SMIERDUCHA
Kiedy zobaczylam ja po raz pierwszy, myslalam, ze uposledzona. Pomagalam zbierac rozsypane zakupy na ulicy.
Potem slyszalam, ze po prostu specyficzna, ale wielki mozg, dobre serce. Ze normalna zupelnie.
Probowalam z nia rozmawiac, skoro ma pensjonacik, w dobrym miejscu, myslalam, by kogos ze znajomych tam ulokowac.
Losie, oj losie, na szczescie zrezygnowalam z tego pomyslu w pore.
Nie mozna oceniac ludzi po pozorach, ale pensjonacik, z ktorego ludzie uciekaja po pierwszej nocy, zaniedbany, zapaskudzony, zapuszczony - mowi sporo o wlascicielu.
Smierducha moze ma nierozpoznany  syndrom Aspargera, moze jej rodzice byli bliskimi kuzynami, podobnie jak ich rodzice  - to nie wina Smierduchy,
ale ze jest leniwa, plotkujaca brudaska, ktora narzeka na brak gosci, a nawet nie posprzata - to jej wina.
Pierdzi publicznie, nosi resztki jedzenia w kacikach ust, miota kosymi spojrzeniami i plotkuje.
Kiedy widze, jak powolnym krokiem buja sie od jednych do drugich, takie rundki towarzyskie, od switu, calymi dniami, powolnym, kaczym chodem, to mam ochote kopnac ja w ten tlusty zad.
Masz babo kilka pokoikow z wielkimi balkonami, w pieknym miejscu, wlasne, swoje, odziedziczone - i taka perelke puscilas w kanal!!!
Nie trzeba wiele kasy, tylko pomyslunku, pracy. Kwiaty, donice, odswiezajace malowanie i porzadek!
Jak mozna miec cos i tak zaniedbac ? tak olac?!? tak nie docenic?
W glowie mi sie nie miesci. Ale unikam baby, jak ognia.

Podobnie zaczelam po zimie unikac
WANDY
To Wandzia mi opowiadala o Smierdusze, jaka to oryginalna persona, taka filozofka prawdziwa,  filozofka zycia. Ze Smierducha zna trzy jezyki. Moze, ale jak z nia raz rozmawialam, pierwszy i ostatni raz, to na post-klimakteryjnym wasiku miala resztki czekolady.
Brudna paszcza - to pozory, czy juz prawdziwe oblicze niechlujstwa?
Ale wrocmy do Wandy.
Jest mila babka, w srednim wieku,  bystra i wesola. Artystyczna dusza. Artystka. Zawsze usmiechnieta. Ma ciekawe historie do opowiedzenia.
Ale po 3 razach okazuje sie, ze plyta leci ta sama. I ze to longplay.
Kiedy tylko zdola schwytac ofiare w swe szpony, nie puszcza. Saczy swe opowiesci jak pajeczyca paralizujacy jad. Nie  da sie z nia spotkac w szerszym gronie, bo Wanda potrzebuje ofiary oko w oko, dla siebie, by nia calkowiecie zawladnac. Nie interesuje jej, co druga strona chcialaby dokonczyc.
Tak tak, Wanda to dobrze zna, miala tak samo, tez tam byla, tez to przezyla, ale i to jak! hoho,  tak to bylo:....
I  bywaj! wtopiles!

Za to dzien bez Wesolego Jasia, to dzien stracony.
WESOLY JAS ma moze 60 lat. Ogorzaly, niepozorny stary rybak.
Zawsze usmiechniety, pozdrawia z daleka, w biegu. Zawsze u niego dobrze.
Jak swieci slonce - dobrze, bo mozna ruszac na polow, jak pada - dobrze, bo mozna odpoczac.
Widuje go kilka razy dziennie, gdzies mija, przechodzi, przesuwa sie. Taki staly element pejzazu, zawsze w ruchu. Zawsze pojawi sie tam, gdzie jakies dziewczyny, babeczki, do ktorych mozna sie pousmiechac. Ale - wszystko w normie, zadnej nachalnosci.

Inaczej troszke, niz jego syn.
PIATY SYN RYBAKA, ktoremu brak piatej klepki.
Troszke pomylony, gdy wypije, zyskuje rezon i probuje zagadywac. Wowczas nawet Grecy nie moga go zrozumiec.  Ale Piaty Syn Rybaka ma dobre serce, duzo czasu spedza na morzu i bardzo dba o swoja lodeczke.
Zawsze ma za krotkie spodnie. Gdyby byl wysoki - mozna by to zrozumiec.
Ale jak ma sie metr piecdziesiat w kapeluszu, to posiadanie za krotkich spodni jest juz wyczynem i swoistym stylem.
Nigdy nie mialam z nim klopotu, zawsze grzeczny, choc podobno troszke ma problem z kosmatymi myslami i lubi bujac sie na klifach, ponad dzika plaza nudystow, by podgladac gole baby. Moze to prawda, przy lekkim uposledzeniu i duzej niesmialosci - wcale by mnie nie dziwilo, ale
 ze slyszalam o tym od Schizofrenicznej Krolewny, to biore w nawias.
Bo Krolewna lubi obsmarowywac ludzi, a im bardziej obsmaruje innych, tym lepiej poczuje sie sama ze soba.

SCHIZOFRENICZNA KROLEWNA z WYSOKIEJ WIEZY
Przyjechala z dalekiego, wspanialego kraju. Wysoce edukowana, na wysokim poziomie, z wysokim mniemaniem o sobie.  Myslalam, ze mozna sie przyjaznic, wspierac, owszem byla taka namistka, ale podstawa jest kasa, kasa i publicznosc. Bycie publicznoscia.
Ze wszystkich ludzi, ktorych poznalam na Krecie, byla jedna z pierwszych cieplych, pomocnych osob. Niestety osobiste zachwiania i problemy nie pozwalaja jej normalnie pracowac, a obslugiwanie gosci, wiaze sie z serwowaniem im rozmaitych osobistych dramatow, zlosliwych anegdot i wybujalego wlasnego ego, ktore w wiekszej ilosci jest po prostu niestrawne.
Kiedy ma dobra faze, jest mila, dobrze pracuje, kocha meza. Kiedy zaczyna dziac sie zle, wszyscy zostaja umoczeni w historie o agresywnym mezu,  o jej strachach i bolaczkach, o prosciuchach, ktorych tu pelno na okolo, o jej samotnosci przez to, bo nie ma rownych jej osob w towarzystwie.
I tak od kilkunastu lat, jak sie okazuje.
Rozmowy o innych wiaza sie z deprecjonowaniem tych osob, przewracaniem oczami, jakie to czy tamto slabe, kiczowate, wtorne, plytkie, tepe.
Za dnia Krolewna jest wyniosla, zdystansowana, usmiecha sie wyrozumiale lub z politowaniem unosi brew. Swietnie pracuje i bryluje w swym krolestwie.
Kiedy wjedzie wieczorem pierwsza lampka wina a potem kolejne, maska opada.
Krolewna robi sie smutna, zdolowana, zlosliwa, czasem placze, gubi sie w gosciach i rachunkach.
Ale zawsze skasuje grubo, albo i z gorka. "Przyjaciolom"-stalym bywalcom  nie odpusci 50 centow z duzego rachunku. Chyba, ze najwidoczniej, ja sie mylnie uwazalam za jakas blizsza, dobra znajoma..
Zyskuje tez na animuszu i potrafi zaserwowac kasliwe komentarze. Albo obcesowo splawiac lokalsow, bo turysci wazniejsi. 
A jak mieszkasz w malej miescinie, to podstawa jest wspierac sie wzajemnie.
Tu, gdzie wszyscy sie znaja, wspolpracuja ze soba i konkuruja, podstawa jest zyc, a przynajmniej starac sie zyc w porzadku w stosunku do sasiadow.  Spokojnie, poprawnie i w porzadku i pomagac sobie wzajemnie.  Tak ja uwazam i wiele innych osob, az pojawil sie taki jeden, co postanowil naiwniakow pieknie zrobic na szaro.

PIEKNY FILIP
Przyjezdzal tu na wakacje, szastal kasa, zarzucal blond grzywa, wyprawial imprezy na kilka tysiecy euro i blyszczal. Tak mu sie tu podobalo, ze po kilku takich latach postanowil osiasc tu na stale.
Przyjechal z biznesplanem, prospektami, wynajal eleganckie lokum i wypasiona fure. I zaczal uzywac zycia. Tyle, ze na cudzy rachunek.
Tu od kogos cos pozyczyl, bo przed sfinalizowaniem kontraktu mial finansowy dolek, tu musial tyle zainwestowac, ze przeinwestowal, ale to tylko chwilowo. Tu brak kasy, bo mu sie inwestycje przedluzaja przez jakies glupie greckie procedury.
Przez prawie dwa lata udalo mu sie miec wakacje zycia, na rachunek sporej grupy znajomych.
Ludzie najpierw sie nie afiszowali z pozyczonymi Pieknemu Filipkowi pieniedzmi, ale minal rok, a tu facet nic, nie sfinalizowal niczego, minela zima, nic nie ruszylo. Ktos kogos zagail, jak ten Filip w sumie daje rade, skad ma kase na zycie i co robi, by sie utrzymac - i tak  sie posypalo.
Puszka Pandory zostala otwarta. Ludzie zaczeli podsumowywac i zliczac. I gadac.
Pomiedzy pechem, finansowa wtopa, zla decyzja a stylem zycia polegajacym na wiecznym pozyczaniu kasy, i brakiem normalnej pracy poza "pisaniem kolejnych projektow" jest wielka roznica.
Kiedy zrobilo sie naprawde goraco, Filip znikl. Uciekl.
Znalazl ostatnia pomoc w postaci jakiegos naiwniaka, ktory mu zasponsorowal bilet do kraju pochodzenia.
Arogancki bankrut, najlepszy pozer i sciemniacz, jakiego w zyciu poznalam. Kwoty, ktore pozyczyl, prace innych, za ktore nie zaplacil, rachunki za mieszkanie, samochod, prad, zakupy na kreche w marketach okolicznych - poszlo w dziesiatki tysiecy Euro. Kilkadziesiat osob naciagnietych, dlugow: - siedemdziesiat tysiecy z gorka.
Dzieki Pieknemu Filipowi zorientowalam sie jednak, jak wielu ludzi tutaj wokol jest skorych do pomocy i dawania wsparcia.
Cala masa mieszkancow. By podwiezc, dac cos na kreche, zaoferowac prace, dac zarcie, zaprosic do domu, zrobic zakupy.
I to jest piekne. I najwazniejsze.

Wiosna w skrocie

Wiosna minela mi tak szybko, jak postaram sie to opisac.

NATURA
Zielono, pusto, spokojnie.
Nie ma turystow, tylko pojedynczy podroznicy, weseli emeryci, wypaleni freelancerzy;
wszyscy ci, ktorym senny, leniwy klimat wyspy odpowiada i szukaja ukojenia i spokoju.
Wybucha roslinnosc.
Zieleniny wiedza w jakis sposob, ze wkrotce slonce wypali je na kilka miesiecy.
W styczniu, lutym, marcu staraja sie porozrastac, zazielenic i rozwitnac na zapas, bo od maja zacznie sie usychanie. Kwitnienie zaczyna sie od drzewek migdalowca.
Jeszcze zanim rozwinie listki, okrywa sie rozowawym kwieciem.
Pachna ziola a pszczoly zasuwaja, jak z motorkami.
Czasem popada, czasem zawieje.
Zawsze extremalnie.
Po rowninach, jak paciorki, przesuwaja sie, kulaja, turlaja beczace owce. Pelne wigoru, apetytu, z potomstwem przy boku.






LUDZIE
Jedni biora sie za prace, porzadki, przebudowy, inni odsuwaja ten moment najdluzej jak sie da. Ostatnie wakacje i wypady.
Lenistwo zimowe jeszcze unosi sie w powietrzu.
-Hej, macie otwarte?-
-No tak jakby,  pol na pol...
Lokalsi i expats pozostawieni sami sobie na cala zime, bez doplywu swiezej krwi,
kisza sie jak kapucha w beczce.
Mozna sie zblizyc, mozna sie lepiej poznac na ludziach... I normalnie prowadzic case-studies.
Deliria, dramaty, ploteczki, nowe sojusze, niesnaski, imprezy domowe, plenerowe, rodzinne, wymeczone rozmowy i zaslyszane nowe ciekawe historie.
Wszystko jak pod cisnieniem albo pod lupa.
Wreszcie jest czas poznac tych introwertycznych czy zazwyczaj zapracowanych oraz poznac sie na kolorowych ptakach, oszolomach, bajarzach...