Ludzie przylatują tu przez góry i morza, a potem dziobią jak kury w ziemi. Układają, montują, składają, wybierają...
W wąwozie Samaria pełno stup. Na plażyczce bezludnej wyspy Paximadia takie eM kamykowe (kojarzy mi sie z McDonaldsem..)
Kamienie, patyki, driftwoody, skarby, które wypluje morze, kości zwierząt, które odda ziemia.
Łapacze snów, gdzie nikt nie sypia, chatki, gdzie nikt nie mieszka, labirynty na pustkowiu, jak np. na plaży między Agios Pavlos a Triopetrą.
W wąwozie Agiofaraggo (wszystkich świętych) napotykamy pogański labirynt, który może przenosić w czasie do minojskich prawieków, jeśli tylko dobrze się w nim zakręcić:
Lubię znajdywać takie land-arty i często zastanawiam się czego wyrazem one tak naprawde są? Skąd ta chęć i potrzeba odciśnięcia jestestwa na bezludziu i zaingerowania w porządek natury? Ludzie chcą koniecznie coś po sobie pozostawić? Coś więcej niż eteryczny odcisk stopy; chcą dotknąć, pomieszać szyki-kamyki, abstrakcyjnej dzikiej przyrodzie nadać familiarne formy. Może ją w ten sposób łatwiej oswoić?
A może nie ma tu skomplikowanej filozofii i egzystencjalnych ciągot, tylko wręcz przeciwnie:
dorośli na wakacjach chcą sie po prostu pobawić JAK DZIECI! Pogrzebać w ziemi, porobić widoczki i cuda na patyku. Kiedy nikt nie widzi, kiedy jest się na urlopowym zwolnieniu od racjonalnej efektywności i utylitarności dnia powszedniego, to frywolne głupotki smakują najbardziej i są takie odświeżające ;)
No comments:
Post a Comment