Zaraz sie bedzie sporo dzialo, zjezdza rodzinka z wizyta. Plan wstepnie jest, rowery na miejskie podboje tez, kwestie pogodowe - w rekach Boga.
Teraz tez sie troche dzialo, przyjechal M., stary ziomek od remontow I. z ktorym sie poznali w PL sto lat temu i wspolnie dzialali.
M. ma problem z praca, zastoj w branzy wiec skorzystal z zaproszenia I. do Niemiec - bo znajoma I., ognistowlosa S. utopila kase w ruderze, ktora teraz musi doprowadzic do ladu i skladu a nie ma o tym pojecia ani znajomosci, wiec popytala znajomych, w tym I.-o kogos z polecenia. Jak ja poznalam , to powiedzialam I., a raczej usilowalam mu wyjasnic po ang. sens: they would have eatten her alive... Laska tak zakrecona, mila, i nie obyta w remontach ze w PL by ja zjedli i rozniesli, bo nie ogarnia... ile czego na co, za ile i ile powinno trwac. Ale kolega M. - wydaje sie naprawde sympatycznym kolesiem, uczciwym i gramotnym (przywiozl domowe ogorki malosolne!! :), wiec trzymam za niego kciuki.
Trzeba mocno, bo lekko mu tu nie bedzie - jezykowo niestety kicha.
No comments:
Post a Comment