Kreta, Agia Galini, swit.
Absolutna cisza. Cisza porankowa jak i cisza po intesywnych dwoch tygodniach pracy. Team kolarski, ktory tu trenowal, zakonczyl turnus. Zrobilismy ponad 1000km po wyspie, glownie srodkowo-poludniowa czesc.
Mozna powiedziec spokojnie, ze przecieranie szlakow zostalo zakonczone sukcesem. Widoki, pogoda, ludzie i codzienne wrazenia - wszystko baaaardzo pozytywnie. Ola G. dostala przy przeprowadzce do innego miasta rade od ojca - usmiechnij sie do Warszawy, a ona to odwzajemni.
Poszlam za jej rada. I czuje, ze Kreta usmiecha sie do mnie na calej swej dlugosci i szerokosci.
Agia Galini lezy niedaleko Masali. Masala od lat 60-70tych byla mekka hippisow. Potem przyszedl czas na odkrycie Agia Galini - w latach 80tych sporo sie tu dzialo, miasteczko przezywalo totalny rozkwit, zamieszkalo tu sporo obcokrajowcow, ale 20-30 lat pozniej ucichlo. Kosmopolityczny duch pozostal, aczkolwiek w uspieniu. Ciche hotele, malownicze zakamarki i stara gwardia milosnikow.
Mialam okazje ich poznac, popodgladac w czasie srodowych spotkan w ZanziBarze. Angole, Szkoci, Holendrzy, Niemcy i Amerykanie. Srednia wieku 60 lat. Starzy wyjadarze i koneserzy Krety. Mieszkaja tu nadal, lub wracaja na letnie miesiace. Delektuja sie lokalnymi smaczkami, podczas gdy polnoc wyspy przezywa obecnie turystyczna konwiste i oszalamia gastro- i suweniro-shopami (szopami - sic!) . Zalezy co kto lubi i czego szuka. Tak, tak, ja tez zapisuje sie do klubu milosnikow niesamowitej, dzikiej czesci poludniowej wyspy. Bardziej przestrzennej, wyciszonej, gdzie w gorskich miescinach czas sie zatrzymal i lokalne sklepiki nie potrzebuja szyldow BIO- czy HOMEMADE, bo wszystko takie jest po prostu i nie ma miejsca na komerche , czy masowke.
Zeby tu dotrzec, trzeba w Chani, czy Heraklionie, po wyladowaniu skolowac auto i przejechac na poludnie. Rzadko kto decyduje sie na taka wyprawe w ciemno, a szkoda.
Hotel, w ktorym obecnie siedzimy, Minos, malutki, rodzinny, prosty i czysty, polozony jest na klifie i oferuje piekne pokoje z sea-view, z widokiem na wschod slonca, co widac na powyzszych porannych fotach. Wlascicielka Marilena jest urzekajaca, troche niesmiala, ale konkretna babka z niej, dzialaja tu z mezem, a popoludniami w recepcji jej dzieci siedza na komputerze. Marilena mieszka w domu naprzeciwko hotelu i poznym wieczorem mozna zobaczyc, jak na wycieraczce jej domu siedza cztery kociska i czekaja na poranne hotelowe sniadanie, czy raczej jego pozostalosci. Rano Marilena serwuje sniadania i kazdego pyta jak sie ma i czego sobie zyczy.
Godzine pozniej: dzien sie wlasnie rozkreca na calego. Pierwsze koty za ploty. Na fotce obok
przykulal sie pierwszy burek i przycupnal miedzy niebieskimi donicami.
Ja szykuje sie na mojego ghost-kota, syjama. Kto wie, moze doczekam sie uroczej fotki.
Jakby nie bylo alejka pod hotelem, jest kocia promenada, prawdziwy cat-walk :))
A po kocim rozpoznaniu zawsze pojawiaja sie zaspani psiarze ze swoimi pociechami.
Kreta sie budzi. Kolejny piekny dzionek.
Fajnie tu wypoczywac, i jak mialam okazje sie przekonac, pracowac tez.
Ostatnie dwa dni teraz, na ochloniecie i podsumowanie.
I pierwszy promyk.
Dzien dobry :)
Absolutna cisza. Cisza porankowa jak i cisza po intesywnych dwoch tygodniach pracy. Team kolarski, ktory tu trenowal, zakonczyl turnus. Zrobilismy ponad 1000km po wyspie, glownie srodkowo-poludniowa czesc.
Mozna powiedziec spokojnie, ze przecieranie szlakow zostalo zakonczone sukcesem. Widoki, pogoda, ludzie i codzienne wrazenia - wszystko baaaardzo pozytywnie. Ola G. dostala przy przeprowadzce do innego miasta rade od ojca - usmiechnij sie do Warszawy, a ona to odwzajemni.
Poszlam za jej rada. I czuje, ze Kreta usmiecha sie do mnie na calej swej dlugosci i szerokosci.
Agia Galini lezy niedaleko Masali. Masala od lat 60-70tych byla mekka hippisow. Potem przyszedl czas na odkrycie Agia Galini - w latach 80tych sporo sie tu dzialo, miasteczko przezywalo totalny rozkwit, zamieszkalo tu sporo obcokrajowcow, ale 20-30 lat pozniej ucichlo. Kosmopolityczny duch pozostal, aczkolwiek w uspieniu. Ciche hotele, malownicze zakamarki i stara gwardia milosnikow.
Mialam okazje ich poznac, popodgladac w czasie srodowych spotkan w ZanziBarze. Angole, Szkoci, Holendrzy, Niemcy i Amerykanie. Srednia wieku 60 lat. Starzy wyjadarze i koneserzy Krety. Mieszkaja tu nadal, lub wracaja na letnie miesiace. Delektuja sie lokalnymi smaczkami, podczas gdy polnoc wyspy przezywa obecnie turystyczna konwiste i oszalamia gastro- i suweniro-shopami (szopami - sic!) . Zalezy co kto lubi i czego szuka. Tak, tak, ja tez zapisuje sie do klubu milosnikow niesamowitej, dzikiej czesci poludniowej wyspy. Bardziej przestrzennej, wyciszonej, gdzie w gorskich miescinach czas sie zatrzymal i lokalne sklepiki nie potrzebuja szyldow BIO- czy HOMEMADE, bo wszystko takie jest po prostu i nie ma miejsca na komerche , czy masowke.
Zeby tu dotrzec, trzeba w Chani, czy Heraklionie, po wyladowaniu skolowac auto i przejechac na poludnie. Rzadko kto decyduje sie na taka wyprawe w ciemno, a szkoda.
Hotel, w ktorym obecnie siedzimy, Minos, malutki, rodzinny, prosty i czysty, polozony jest na klifie i oferuje piekne pokoje z sea-view, z widokiem na wschod slonca, co widac na powyzszych porannych fotach. Wlascicielka Marilena jest urzekajaca, troche niesmiala, ale konkretna babka z niej, dzialaja tu z mezem, a popoludniami w recepcji jej dzieci siedza na komputerze. Marilena mieszka w domu naprzeciwko hotelu i poznym wieczorem mozna zobaczyc, jak na wycieraczce jej domu siedza cztery kociska i czekaja na poranne hotelowe sniadanie, czy raczej jego pozostalosci. Rano Marilena serwuje sniadania i kazdego pyta jak sie ma i czego sobie zyczy.
Godzine pozniej: dzien sie wlasnie rozkreca na calego. Pierwsze koty za ploty. Na fotce obok
przykulal sie pierwszy burek i przycupnal miedzy niebieskimi donicami.
Ja szykuje sie na mojego ghost-kota, syjama. Kto wie, moze doczekam sie uroczej fotki.
Jakby nie bylo alejka pod hotelem, jest kocia promenada, prawdziwy cat-walk :))
A po kocim rozpoznaniu zawsze pojawiaja sie zaspani psiarze ze swoimi pociechami.
Kreta sie budzi. Kolejny piekny dzionek.
Fajnie tu wypoczywac, i jak mialam okazje sie przekonac, pracowac tez.
Ostatnie dwa dni teraz, na ochloniecie i podsumowanie.
I pierwszy promyk.
Dzien dobry :)
Agia Galini lezy niedaleko Masali.Czyż nie powinno być koło Matali ;) ?
ReplyDeleteOczywiście, że chodziło o MATALĘ! Dzięki za wnikliwość :) widać pora pisania była naprawdę przeprzytomnie wczesna
Delete