Wednesday, March 6, 2013

Ludzie-gowna sa wszedzie

z dedykacja dla pana Pawla!!  
nie zglupialam, nadal tropie wstretnosci i absurdy rzeczywistosci

Czy ktos, brnac przez moje wypociny, odniosl wrazenie, ze ja zyje w sielankowej wiosce,
zaprojektowanej przez Neckermanna we wspolpracy z TUI, by sie niemieckie i brytyjskie turysty mialy gdzie wypasac?
Ze to taka wspolczesna folk-scenografia, pelna bialych domkow o idealnie prostych katach i niebieskich okienkach?
Ze kali-merujemy sobie calymi dniami, a o zachodzie slonca dygamy Zorba-style w porcie, trzymajac sie wszyscy do kupy pod boczki??
Otoz nie.
Rano widze sliczna, mloda, biala kozke, ktora za kilka kwadransow wykrwawia sie na zapleczu, by ucieszyc grecka familie swieza kozina.
Owieczki? Mysl: souvlaki, gyros, pita...Osiolek?  Mowi sie: salami.
Wszystko naraz, jedno blisko drugiego, wszystkie polaczenia miedzy rzeczami, ludzmi, stanami skupienia sa widoczne, nic nie dzieje sie w oderwaniu od poprzedniego czegos. 

Slodkie kociaczki, ktore mnozna sie, przeczac prawom tradycyjnej tabliczki mnozenia, koncza zywot
w zakamarkach tavern i smietnikow, zrac szczurza trucizne. Bo w przekonaniu lokalsow w ten sposob sprawuje sie kontrole urodzin. Po urodzinach.

Poza najmadrzejszymi kotami, ktore przezywaja, cala reszta zwierzat ma w zasadzie przesrane zycie.

Kazdy, kto zna mojego psa, wie, ze Corin nie przeszlaby obojetnie wzdluz plota, zza ktorego rzuca sie kaukaz, wilczur i innego rodzaju zlo, wielkie, z futrem i sterczacymi uszami (najgorsze wrogi). No, halo!..
Tu - Corin odwraca leb, upewniwszy sie, ze nie ma po co sie wysilac, bo kaukaz, czy inne wielkie bydle miota sie na 1,5-metrowym lancuchu, krztuszac sie i dlawiac. Wiec moja wychuchana dziewczynka po prostu   o l e w a  - slowo, ktorego przed przybyciem na Krete nie posiadala w slowniku.
Mijamy kury, mijamy koty, mijamy inne psy. Mijamy, olewamy.
Czasem podpaleta sie jakis boss - cos, co nie bylo warte trucia, bo nie zagraza ludziom, zyje w swoich zakamarkach i zaulkach,  i tylko czasem Corin-wielka-blond-sucza-na-smyczy wywola oburzenie.
Mamy takiego jednego, koczuje miedzy piekarnia a apteka, stary, wylinialy pokurcz z chorobliwie galopujacym przodozgryzem. Ten kilkukilogramowy stwor czasem probuje zjesc Corin albo choc napedzic jej smiertelnego stracha i ona sie wtedy zacha (chodzi mi o nieortograf.: "rzachniecie, rzachnonc sie",.. ach, ten brak polskiej czcionki..) Markuje skok z warczeniem, nawet nie napinajac smyczy, byleby ino odbic pileczke. Bo kto by sie przejmowal stworem, ktory wyglada jak wyrzygany mop, w ktory zaplatala sie sztuczna szczeka pradziadka?

Ale to wszystko zwierzeta. Ladne i brzydkie zyja swoim zyciem, regulowanym przez proste i surowe zasady.
A ludzie?
Gowno zawsze wszedzie wyplynie.
I w Polsce i w Grecji, i na pieknej, gorzystej Krecie tez nieraz wybije jak w zatkanym klozecie,
jak wszedzie na swiecie.
Mijam - taki przyklad blizej zaobserwowany - taka jedna rodzine co dzien.
Ok, sa biedni,
ok, maja male lokum,
ok, najwidoczniej nie maja pracy,
ale moj brak szacunku i narastajaca z kazdym dniem pogarda biora sie z czego innego.
Kto pamieta przerabiane w szkole sredniowiecze i Marcholta?

A wzrost Marchołtow był krótki, mały a miąszy, głowę miał wielką, czoło szyrokie, czyrwone a zmarszczone, uszy kosmate a zwieszone do pół lica, oczy miąsze a płynące, warg spodnią mało niejako u wałacha, brodę smrodliwą a kosmatą jakoby u kozła, ręce jakoby klocki, palce krótkie a miąsze, nogi okrągłe, nos miąszy a garbaty, wargi wielkie a miąsze, oblicze jakoby u osłą, włosy jakoby na koźle, obów nóg jego była chłopska a barzo gruba, skóra jego kosmata a błotna, suknia jego krótka telko do lędźwi, nogawice jego fałdowe, odzienie jego farby bardzo grubej.

 No to ten moj sasiad to taki Marcholt, a jego stara to Marcholtowa. Stara nic nie robi, w pierwszej czesci dnia ciamka ziarna slonecznika, wieczorem -  widac ino poblask TV.
Ale ona te ziarna ciamka na chodniku, przed domkiem, wszedzie wokol rozprysk lupinek, czasem otwieraja sie drzwi - i JEBS!!  Fusy od herbaty! Na chodnik!
Resztki soku czy zupy! Jebs na chodnik!!
Glownym zajeciem tej rodziny jest siedzenie.
Na chodniku, na wyniesionych z mieszkania krzeslach i zagadywanie czasem przechodzacych znajomych.
Ale glownie siedzenie.

Smieci - po co wynosic codziennie, mozna kolo drzwi skladac siatki na kupke.
Zamiesc? eee...sterta drewienek?  to do uporzadkowania raz na kilka dni. Drewno moze na kupie lezakowac, na chodniku, nakryte cerata,  a jakas miotla, mop -  moga stac obok.
Po co miec w mieszkaniu gospodarczy kacik?

Raz w tygodniu trzeba uszykowac opal. Zwoza jakies konary i
wtedy Marcholt wyciaga swa poreczna, spalinowa pile i urzadza pokaz.
Nie mam fot, ale widzialam na oczy wlasne swoje, jak stary stoi z pila w lewej rece, pila napierdala, a prawa reka stary otwiera drzwi do chaty i cos debatuje ze stara Marcholtowa, a ze glosno, bo pila nadal chodzi w jego reku, no to wrzeszczy.
Brak slow.
Buractwo i prostota nie do potegi, ino do spierwiastkowania.
I skompostowania.

Takich burasow troche jest. Osyfiale zakamarki, opipiale zaulki, zaplakane okna, przeciekajace dachy.
Pierdalnie? Niech lezy.
Spadlo? No to zwieje...
Zesralo sie? To sie wykruszy.
Szkoda.
Oczywiscie w sezonie jakos to znika.
Szczury schodza do kanalow. ..   a przynajmniej jakos na drugi plan.

Biale domki? no jasne, po zimowych ulewach i zaciekach trzeba wszystko odmalowac.
Zima KAZDY ROBI REMONTY.  rachu-ciachu, latem sie przezyje, a zima znow polata i pokombinuje.

Ach! zapomnialam o moich ulubiencach!
Mieszkaja niestety nieopodal.
Maja niestety malego, mlodego psiaka w typie Jack Russel Terrier.
Niestety, NIGDY z nim nie wychodza. A pies mlody, zdrowy i ... zwawy niestety.
Arena psa jest balkon a trescia zywota - jazgot na wszystko co sie rusza w zasiegu wzroku.
Kazdy przechodzien to potok wrzasku i ujadania.
Pomijam przechodzace koty i psy, z moim na czele.
Glupio mi za tego psa,  glupio mi za tych ludzi!!
Wiem, ze nie powinno byc, ze ta gorsza czesc mnie, sama ochoczo by mu podrzucila dla ostatecznego rozwiazania sprawy  jakiegos dewolaja  nadziewanego potluczonym szklem,  ale jak mozna miec psa, z ktorym nie chce sie wychodzic?
Najgorsze to to, ze owo malzenstwo  to  - nauczyciele w pobliskiej szkole. (!!)
Ucza dzieci, ksztaltuja ich mlodziencze umysly...
o boziu...








No comments:

Post a Comment