Sunday, August 3, 2014

Po co do restauracji?

Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Jaki jest najwiekszy koszmar restauratora?
Wegetarianski gosc, ktory unika glutenu i nabialu oraz stara sie dbac o linie.
To ja.

Nie przepadam za lataniem po knajpach, bo a)lubie  b)wole  c)umiem gotowac w domu, po swojemu.
Unikam tlustych, macznych dan, ciezkich sosow, nie jem miesa (tylko ryby i owoce morza) i nie przekonuja mnie syte, porzadne porcje, bo nie jestem w stanie na raz pochlonac wiekszej ilosci zarcia.
Szkoda mi isc do restauracji i wydawac kase na mrozone filety i jakies mieszanki, bo dobrze juz wiem, co jest sezonowe i swieze, prosto z Morza Libijskiego, a co sama moge sobie kupic mrozonego w markecie za kilka Euro i pobawic sie w domu. Spaghetti frutti di mare? Na pewno bedzie ok, ale napychanie sie najtanszym (najczesciej) makaronem z (najczesciej) mrozonkami  - w Grecji! - no raczej jest bez sensu. *Chyba, ze makaron robiony w knajpie, a frutti di mare swieze. Inaczej - cos takiego mozna przygotowac sobie w domu. Warto natomiast skusic sie na talerz grillowanych swiezutkich szprotek albo nieco wiekszych, rozowiutkich red barbs, zwanych tu barbounia. Grecy sie nimi zajadaja i powtarzaja, ze to jedne ze zdrowszych ryb, pokropione cytryna zostaja pochloniete w calosci. Albo osmiornice, albo kalmary. Albo szukac i rozpytywac o prawidziwa dobra rybna knajpe i tam poszalec. Oj, wtedy mi nie szkoda kasy, ani ani. Danie, o ktorym napisze za chwile bylo warte kazdego centa. A ja znalazlam swoj kawalek raju.

Nigdy nie zapomne obiadu w restauracji w Bremerhaven, w Niemczech, w najwiekszym osrodku przetworstwa rybnego w D. Cieszylam sie jak dzieciak na Gwiazdke, ryby  i inne cuda z Morza Polnocnego! U samego zrodla! Zaproszeni na obiad poszlismy do jednej z kilku eleganckich portowych restauracji rybnych. Ciezko bylo mi sie rozeznac w menu, ot biore lokalny specjal z pieczonymi ziemniakami. Ryba byla nie za wielka, ale calkiem smaczna, ale poza tym? Jeden biedny lisc salaty dekorowal talerz, a ziemniaki okazaly sie smazone na jakims smalcu ... ze skwarkami!! Pozostali zamowili inna opcje, na talerzach wjechal kawalek salaty-singielki, frytki i ... panierowany filet z jakims beznadziejnym sosem musztardowo-majonezowym. To byl moj prywatny, ostateczny rozwod z niemiecka kuchnia, czara pogardy dla braku wyrafinowania, wyobrazni i smaku przelala sie tego dnia. Bylam zaproszona, wiec nie moglam zwrocic ot tak talerza do kuchni, (zostal zabrany z nieszczesnymi tlustymi pyrami ze skwarkami), w duszy sobie wyobrazalam mozliwe dania w eleganckiej portowej restauracji, gdzie tysiace ludzi codziennie przeladowuja i przetwarzaja swieze ryby,  a tu mi serwuja jakies panierowane wyfiletowane szity! I te skwarki.. Zenada i masakra. Oczekiwalam jakichs pieczonych, grillowanych, zapiekanych w folii, pergaminie, faszerowanych ziolami  ryb "w oryginalnych kawalkach". Prostych, swiezych, delikatnych. Spodziewalam sie, ze w takim miejscu moge zjesc to, czego normalnie u siebie, czy domu mi nie dane. Coz. Rozczarowanie. Ale nie odzywalam sie rowniez dlatego, ze moi niemieccy towarzysze, ktorzy mnie zaprosili, byli jak najbardziej usatysfakcjonowani, szamali swe panierki z apetytem.
Czulam sie nabita w butelke tak samo,  jak czulby sie  gosc  restaruacji Lesna Mysliwska (nie wiem, czy taka istnieje, wlasnie ja zmyslilam), ktoremu by podano de volaille'a z brojlera z dyskontu nadziewanego hodowlanymi pieczarkami.

Bo to jest zasada, ktora sie kieruje, jesli ide gdzies cos pokosztowac poza domem. (Chyba ze ide do zaprzyjaznionej taverny czy greckiego "fast fooda" na proste, tanie i sprawdzone dania, kiedy po prostu nie chce mi sie gotowac w domu). Do restauracji ide jesc to, czego nie umiem zrobic sobie sama, do czego nie mam skladnikow, wiedzy, czasu, miesjca. Ide po cos wyjatkowego. Tak z moim lubym trafilismy do rybnej taverny w Marathi kolo Chani. Lista ryb w menu byla dluga, przy kazdej opcji dopisek fresh albo frozen, a grecki kelner ledwo mowil po angielsku - znak, ze trafilismy w dobre miejsce. Ale jeszcze tak asekuracyjnie wybralismy dania z bezpiecznej, sredniej cenowej polki. Kochanie zamowilo sobie seabrass, ja - cos zupelnie nowego - fricassee. Tu dokladniejszy opis jak francuski typ przyrzadzania miesa wyewoluowal w Grecji w typ potrawy, do ktorego zalicza sie tez dania rybne.  Dostalismy nasze talerze.
Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Na jego - wyfiletowana, nadziewana ziolami ryba w calosci, podana na duszonej zieleninie (cos jak szpinak i jego kuzyni, specjaly kretenskich gor i ogrodow).

Ja dostalam kawaly duszonej ryby w podobnej zieleninie, pachnacej koperkiem i cytryna. Ryba smakowala jak kurczakowy rekin (sic!), ale w zasadzie ciezko mi porownac, bo niczego podobnego do tej pory nie jadlam.
Fish Taverna Patrelantonis, Marathi, Chania, Crete
Nowy, mowiacy juz lepiej po angielsku kelner machnal reka, probujac opisac rybe i odpowiedziec na moje pytania, usmiechnal sie i po prostu zaprosil mnie do kuchni.
Czysta przestrzen, praca wre, a w lodowkach, na lodowych kolderkach podzielone w szufladach rozne garunki ryb, swieze, z blyskiem w oku i bardzo delikatnym morskim zapachem. Wszystko mi pokazal i opisal,  bo kelner okazal sie (wspol?)wlascicielem, ktory sam przyjmuje dostawy i wie jak kazdy kawalek wyglada, co, jak i skad. Moja danie kosztowalo 14 Euro. Bez ziemnakow, makaronu, ryzu. Za sama rybe i zielenine to duzo? Pomyslmy: rzecz byla spora i idealnie swieza, znakomicie zrobiona, sama bym kilkunastokilogramowej ryby ani nie zlowila, ani nie obrobila. W domu nie mam szans na takie danie.  Zieleniny tez wymagaja czasu i zabawy, by je tak udusic i doprawic.
To bylo totalnie w moim stylu. Danie proste, ale wymagajace umiejetnosci. Bez zapychaczy w postaci zbednych weglowodanow, bez dekoracji, obronilo sie samo. A kochanie na koniec sprezentowalo wlascicielom komplement, co do ktorego bylismy oboje zgodni, ze to byly jak dotad najlepiej zrobione ryby jakie jedlismy na Krecie w przeciagu ostatnich niemal 2 lat.
Taka plaza w Marathi!!!



No comments:

Post a Comment