Friday, September 14, 2012

Smierc na wakacjach

Byl deszcz, bylo trzesienie ziemi.
Dni mijaja szybko, wypelnione praca, organizacja, zakladaniem dzialalnosci i pogawedkami z klientami, sasiadami, cala okoliczna smietanka. Chodz na kawe tu, wpadnij tam, hej, slyszales to, slyszalas o tym, o tamtym?
Dzis rano  20 km stad, w zacisznej zatoczce, utopil sie turysta. Starsi panstwo kempingowali na plazy, nurkowali od kilku dni i dzis rano pan dostal ataku serca i utopil sie. Wiesc poszla szybko w swiat, a lokalni filozofowie kiwaja glowami, ze tak bywa. I w sumie lepiej odejsc w takim miejscu, relaksujac sie, posrod pieknej przyrody, nagle i niespodziewanie,  niz np odchodzic miesiacami, cierpiac w szpitalnym lozku.
No dobra, ja to dodalam. Zawsze znajduje pozytyw, nawet w takiej sprawie, choc jego zony, ktora musi sie tu ze wszystkim uporac i wracac SAMA,  strasznie, strasznie mi zal i nie moge sobie wyobrazic jak sie czuje.
Ja narzekac nie moge. Dzis piatek, choc akurat w naszym przypadku nie ma znaczenia, kazdego dnia jest robota. Ale zmienilismy miejscowe i - tak, tak, zameldowalismy sie u Niki. Ingo nie jest za szczesliwyi srednio mu sie tam podoba. 
-What a fucking nightmare!.. - sapnal, gdy wchodzilismy do Zanzibaru.  Ja tam z bananem na paszczy, Peter zaczal dopytywac, a dwoch zupelnie nowych klientow, raczacych sie zrozonym Mythosem, mialo ubaw na calego.
-Peter, mi sie tam podoba, naprawde no i cena jest ok-sprostowalam.
-A tutaj nie ma dobrych cen? my tylko tak sprawdzalismy i tu za rogiem maja pokoj z kuchnia za 25 euro - jeden z usmiechnietych, podsluchujacych panow postanowil byc nie tylko mily, ale i pomocny.
-Za tydzien? - Ingo wypalil jak kula w plot
-Nie, za dobe.
-No wlasnie , my tu mamy cos DUZO tanszego, ale to po prostu cholerny koszmar...
-E, nie , zalezy od punktu widzenia, no i my potrzebujemy czegos na naprawde dluuuuzej - probuje byc DYPLOMATYCZNA
Panowie okazali sie Kanadyjczykami, urlopujacycmi w Heraklionie, ktorzy do Agia Galini wpadli na dzien tylko.
I naprawde byli mili, gdy wskakiwali do powrotnego  autobusu i kiwali do Ingo:
-Enjoy your stay anyway! :))

Nasze klunkry sa u Niki, ogarnieta dzis calkiem, z synem Alexem nas przywitali, wszystko w studio gra. Mamy 15min do centrum i naszego biura i do Zanzibaru (nie mozna uswiadczyc lepszego sasiadztwa)  a jednoczesnie jest ogrod, cisza, i zero turystow. Zaniedbanie, chechly, chwasty i szuszki wszedzie. Mi sie podoba, moze dlatego, ze widze oprocz tego co jest, rowniez to, co mogloby byc. I ze kiedys ktos bardzo kochal to miejsce i byl szczesliwy. Widac dla Niki te czasy dawno minely.
Zobaczymy jak bedzie z nia teraz. Mamy instrukcje postepowania, no i nie moge sie doczekac, bo przeciez przypal musi byc.

No comments:

Post a Comment