Sunday, October 30, 2016

Barbara

Życie to nie ciągła zabawa ani nieustająca żałoba, ale pożegnania i powitania. Dziś w Agia Galini rodzina, sąsiedzi i znajomi pożegnali Barbarę. Dystyngowana, elegancka, ironiczna i sarkastyczna brytyjska lady mieszkała tu od lat, bardzo szanowana wśród mieszkańców. W długie zimowe wieczory siadywała w lokalnym gyros-barze przy kominku i dziergała cuda dla nowonarodzonych dzieci sąsiadów i znajomych. Paliła, piła bacardi z colą i dorzucała zabawne wtręty do toczących sie dysput przy sąsiednich stolikach. Błyskotliwość umysłu, humor i pogoda ducha - do pozazdroszczenia. Mimo podupadającego zdrowia Barbara trzymała klasę i fason. 
Zdążyła wydziergać sweterek dla mojej małej, więc mam namacalny odcisk jej dłoni. Zawsze z nienagannym manicurem i biżuterią. Piękna osoba a jednocześnie babka z jajami. Grecy zaakceptowali nawet jej dziwactwa charytatywne, od lat organizowane i wspierane pchle targi, akcje kastracji i sterylizacji, pomoc weterynaryjną dla bezpańskich czworonożnych stworów z Agia Galini. Barbara przygarnęła i latami opiekowała się dwoma najpaskudniejszymi psami, jakie widziałam, bezczelnymi, wrednymi parchami, na które nikt inny by nawet nie spojrzał. Za to szacunek, B. Umiałaś cieszyć się życiem, z klasą i humorem. 

Jej historia dobiegła dziś końca. Prochy rozsypane. Syn opowiedział piękny wiersz, uśmiechnęliśmy się wszyscy, bo nawet w smutnej chwili wspomnienie Barbary musiało odbyć się z anegdotą. Pogodnie. 
I kiedy wróciliśmy z ceremonii pożegnania, dostaliśmy wiadomość, że znajomemu urodziła się córeczka. I zaczęła się zupełnie nowa historia. 

No comments:

Post a Comment