Tuesday, October 18, 2016

Wakacyjny land-art, czyli dobroczynna odrobina bezsensu

Palma z liśćmi z zielonego morskiego szkiełka, których jednak zabrakło na całą koronę. Nie zdmuchnie jej wiatr, tylko rozmyją  morskie fale. Pamiątka z plaży w Kommos. Wpada w oko łatwiej niż znajdujące sie nieopodal ponad 3000-letnie ruiny minojskiego portu.. 
Ludzie przylatują tu przez góry i morza, a potem dziobią jak kury w ziemi. Układają, montują, składają, wybierają... 
W wąwozie Samaria pełno stup. Na plażyczce bezludnej wyspy Paximadia takie eM kamykowe (kojarzy mi sie z McDonaldsem..) 
Kamienie, patyki, driftwoody, skarby, które wypluje morze, kości zwierząt, które odda ziemia. 
Łapacze snów, gdzie nikt nie sypia, chatki, gdzie nikt nie mieszka, labirynty na pustkowiu, jak np. na plaży między Agios Pavlos a Triopetrą. 

W wąwozie Agiofaraggo (wszystkich świętych) napotykamy pogański labirynt, który może przenosić w czasie do minojskich prawieków, jeśli tylko dobrze się w nim zakręcić: 
Lubię znajdywać takie land-arty i często   zastanawiam się czego wyrazem one tak naprawde są? Skąd ta chęć i potrzeba odciśnięcia  jestestwa na bezludziu i zaingerowania w porządek natury? 
Ludzie chcą koniecznie coś po sobie pozostawić? Coś więcej niż eteryczny odcisk stopy; chcą dotknąć, pomieszać szyki-kamyki, abstrakcyjnej dzikiej przyrodzie nadać familiarne formy. Może ją w ten sposób łatwiej oswoić?

A może nie ma tu skomplikowanej filozofii i egzystencjalnych ciągot, tylko wręcz przeciwnie:
dorośli na wakacjach chcą sie po prostu pobawić JAK DZIECI! Pogrzebać w ziemi, porobić widoczki i cuda na patyku. Kiedy nikt nie widzi, kiedy jest się na urlopowym zwolnieniu od racjonalnej efektywności i utylitarności dnia powszedniego, to frywolne głupotki smakują najbardziej i są takie odświeżające ;) 

No comments:

Post a Comment