Sunday, November 6, 2016

Dziękujemy, spadówa

Bang, bang, tu i tam zamykają się sezonowe biznesy: sklepy zostają z pustymi półkami, plażowe bary - puf!- znikają jak zdmuchnięte. W tavernach i kawiarniach pochowano co można, poskładano stoły i krzesła niczym domki z kart. Sezonowe ville, studia i hotele -bam-bam! Pozatrzaskiwane podwoje. Dziś przyszła kolej i na nas. 
Ostatni goście, ostatnie porządki, grill i podziękowania. Znajomi, pracownicy i sąsiedzi. Wszyscy podzielamy podobny stan ducha. (No, dobra, poza emerytami, ci to zawsze wynudzeni ;) Westchnienia ulgi, sapanie zmęczenia, zadyszka Syzyfa i co dalej? Trochę smutno, bo to zakręcone tempo sezonowe to nie tylko trud i znój, ale haj, energia, nakręcenie, wena i masa dobrej zabawy. Kalejdoskop ludzi, historii i anegdot. Wszystko, co trudniejsze zostało odsunięte na "po sezonie", czyli ups!.. Na ten czas, który właśnie zaczynamy. To teraz trzeba będzie się z tym rozliczyć. I pospełniać resztę z miliona planów, kaprysów, pomysłów i zajawek. 
Chyba nie lubię tak ostrego podziału na sezon i po-sezonie. Jeśli ktoś zasuwa maj-październik, sześć miesięcy, to niech dyga 14x7, nie lituję się, ale już przy sezonie luty-listopad nie da się utrzymać sprintu, więc uczymy się z każdym sezonem lepiej i mądrzej rozkładać siły. 
I wolałabym bardziej zrównoważony rok. 

Pierwszy hotelowy sezon był...no właśnie: PIERWSZY, z kryzysem ekonomiczno-politycznym w tle, z turystyczną paniką (jedzenie? Benzyna? Kasa w bankomatach??) i z moją, zupełnie osobistą ciążą. 
Jeszcze pod znakiem ciąży zaczęliśmy ten sezon, a kończymy z raczkującym szkrabem z uzębieniem w liczbie dwa. 
Czuję się jak łyżwiarka figurowa po poczwórnym tulupie: tyle trudu, wysiłku, pracy, a jak już co do czego, to raz-dwa i JEBS, twarde lądowanie. Pozamiatane. Kiedy? Jak? Znów zima?!? Ech...
Pomyślę o tym jutro. Albo popojutrze. 
Teraz idę sprawdzić te nadwyżki baklawy po niedzielnym ucztowaniu. 







1 comment:

  1. Starasz sie nie tylko dla samej siebie, ale tez dla innych :-)

    ReplyDelete